jo-landia

Odgruzowujemy je powolutku, głaszczemy każdą cegłę, kamień, z namaszczeniem podchodzimy do nadgryzionej
zębem czasu deski, belki czy okucia.
Nie jest naszym zamiarem stworzenie skansenu, ale marzymy o stworzeniu własnego, niepowtarzalnego miejsca,
gdzie chętnie będzie wpadać nasza dzieciarnia z wnukami, nasi przyjaciele.
Gdzie przydomowy warzywniak roztaczać będzie zapach ziół i kopru, gdzie dzieciaki będą mogły biegać na bosaka
(a uwielbiają !) i zrywać owoce prosto z sadu;
gdzie wiejski ogród będzie przypominał moje dzieciństwo z Podlasia, w którym nie zabraknie malwy, niezapominajki,
smagliczki, floksów, goździków brodatych, etc.
Będę zbierała grzyby, robiła przetwory, nalewki, ... a w międzyczasie dekoracje ślubno-weselne, bo bez tego jednak
nie potrafiłabym żyć.

poniedziałek, 25 lutego 2013

Zmaterializowana podświadomość

Czekał ten post, czekał, aż się doczekał.

Zrobiłam kolaże zdjęciowe ze zdjęć obrazów (dziwnie brzmi, ha, ha) wiszących od lat w naszym warszawskim domu i kadr z siedliska.

Czy zakodowane gdzieś w zakamarkach umysłu obrazy nie przyczyniły się do decyzji zakupu mazurskiego siedliska? Nie szukaliśmy, nie marzyliśmy ... Nieoczekiwane dostaliśmy od losu taki prezent.


 
 
 
Miłego dnia
jolanda
 

środa, 20 lutego 2013

Nasza Finlandia

 

Zawiało, zasypało mnie. Tak wygląda wejście do domku, w tle zawiewający śnieg, który pada nieprzerwanie trzecią dobę.
Na zdjęciu widoczne moje ślady, bo, niestety, mleko do kawy skończyło się, trzeba było przynieść z piwnicy, cholewcia.
W nocy wywiało mi ciepełko i nad ranem chowałam nos pod kołdrę ... nie chciało mi się wstać by podłożyć do kozy. 11 stopni ciepła, brrrr. Mam mały zapas drzewa, bo wczoraj po odśnieżeniu przywiozłam wózkiem ze stodoły. Pali się, temperatura wolniutko rośnie, ale muszę się wziąć za odśnieżanie.
 
Wróbel napisał dziś z rana w komentarzach:
zasypało nas kochana, próbowaliśmy cię odśnieżyć aleśmy się zakopali, dryndnę do sołtysa co by cię odśnieżył :*
 
Wczoraj nie dojechałam do sąsiadów, bo utknęłam. Na szczęście szybko udało się auto wypchnąć, sąsiad odśnieżył dojazdy, na nasze siedlisko także, bo dukt główny (droga powiatowa, ha, ha!) jest zawsze odśnieżony. Odśnieżarkę zrobili nasi panowie jakiś czas temu, taka literka A ciągana za samochodem, spełnia zadanie genialnie.
Ale znowu napadało ... i pada nadal.
15 stopni.
Hura, traktor z pługiem, wow, jedzie drugi raz, porządnie odśnieżonony i wyjazd, i dziedziniec siedliska. Jedzie trzeci raz. Jestem odgruzowana!!

Poniżej tekst, nie znam źródła, z netu:

12 sierpnia.

Przeprowadziliśmy się do naszego nowego domu, Boże jak tu pęknie. Drzewa wokół wyglądają tak majestatycznie. Wprost nie mogę się doczekać, kiedy pokryją się śniegiem.

14 października

Bieszczady są najpiękniejszym miejscem na ziemi! Wszystkie liście zmieniły kolory - tonacje pomarańczowe i czerwone. Pojechałem na przejażdżkę po okolicy i zobaczyłem kilka jeleni. Jakie wspaniale! Jestem pewien, że to najpiękniejsze zwierzęta na ziemi. Tutaj jest jak w raju. Boże, jak mi się tu podoba.

11 listopada.

Wkrótce zaczyna się sezon polowań. Nie mogę sobie wyobrazić, jak ktoś może chcieć zabić cos tak wspaniałego, jak jeleń. Mam nadzieje, że wreszcie zacznie padać śnieg.

2 grudnia

Ostatniej nocy wreszcie spadł śnieg. Obudziłem się i wszystko było przykryte białą kołdrą. Widok jak pocztówki bożonarodzeniowej. Wyszliśmy na zewnątrz, odgarnęliśmy śnieg ze schodów i odśnieżyliśmy drogę dojazdowa. Zrobiliśmy sobie świetna bitwę śnieżną (wygrałem) a potem przyjechał pług śnieżny i znowu musieliśmy odśnieżyć drogę dojazdowa. Kocham Bieszczady.

12 grudnia.

Zeszłej nocy znowu spadł śnieg. Pług śnieżny znowu powtórzył dowcip z droga dojazdowa. Po prostu kocham to miejsce.

19 grudnia

Kolejny śnieg spadł zeszłej nocy. Ze względu na nieprzejezdna drogę dojazdowa nie dojechałem do pracy. Jestem kompletnie wykończony odśnieżaniem. Pieprzony pług śnieżny.

22 grudnia

Zeszłej nocy napadało jeszcze więcej tych białych gówien. Cale dłonie mam w pęcherzach od łopaty. Jestem przekonany, ze pług śnieżny czeka tuż za rogiem, dopóki nie odśnieżę drogi dojazdowej. Skurwysyn!

25 grudnia

Wesołych Pierdolonych Świat! Jeszcze więcej gównianego śniegu. Jak kiedyś wpadnie mi w ręce ten skurwysyn od pługu śnieżnego...przysięgam - zabije. Nie rozumiem, dlaczego nie posypia drogi solą, żeby rozpuściła to cholerstwo.

27 grudnia

Znowu to białe gówno napadało w nocy. Przez trzy dni nie wytknąłem nosa, z wyjątkiem odśnieżania drogi dojazdowej za każdym razem, kiedy przejechał pług. Nigdzie nie mogę dojechać. Samochód jest pogrzebany pod górą białego gówna. Meteorolog znowu zapowiadał dwadzieścia piec centymetrów tej nocy. Możecie sobie wyobrazić, ile to oznacza łopat pełnych śniegu?

28 grudnia

Meteorolog się mylił! Tym razem napadało osiemdziesiąt piec centymetrów tego białego cholerstwa. Teraz to nie odtają nawet do lata. Pług śnieżny ugrzązł w zaspie a ten łajdak przyszedł pożyczyć ode mnie łopatę! Powiedziałem mu, ze sześć już połamałem kiedy odgarniałem to gówno z mojej drogi dojazdowej, a potem ostatnią rozwaliłem o jego zakuty łeb.

4 stycznia

Wreszcie wydostałem się z domu. Pojechałem do sklepu kupić cos do jedzenia i kiedy wracałem, pod samochód wpadł mi cholerny jeleń i całkiem go rozwalił. Narobił szkód na trzy tysiące. Powinni powystrzelać te pieprzone zwierzaki. Ze tez myśliwi nie rozwalili wszystkich w sezonie!

3 maja

Zawiozłem samochód do warsztatu w mieście. Nie uwierzycie, jak zardzewiał od tej pieprzonej soli, którą posypują drogi.

18 maja

Przeprowadziłem się z powrotem nad morze. Nie mogę sobie wyobrazić, jak ktoś kto ma odrobinę zdrowego rozsądku, może mieszkać na jakimś zadupiu w Bieszczadach.


No to pa, kochani, wróciłam do cywilizacji, otworzono mi okno na świat ...
jolanda

wtorek, 19 lutego 2013

Plotę i plotę ...

Dzień dobry.
Trochę z zaległości, coś, co mnie pochłaniało, a zaczęło się od Wielkiej Orkiestry, na którą tkaliśmy kryzy do bukietów, bo materiału kwiatowego mało, a bukiety miały być wypasione. Kryzy przygotowywałam z sąsiadami - jeśli kogoś interesują - klik

Nawiasem mówiąc od kilku lat biorę udział w akcji charytatywnej przygotowywania bukietów na finał w TVP dla gości Owsiaka, zakład produkcyjny mojego męża zamienia się w wielką pracownię florystyczną.
Mamy koleżankę specjalistkę od kryz, szczególnie umiłowała sobie druty techniczne, z których plecie cuda. Na WOŚP-ie sprzed dwóch lat uplotła z drutu i srebrzystej włóczki parasolkę, udekorowała kwieciem ... zakochałam się, nie tylko ja, bo nawet kamerzysta z TV robił zbliżenia, oddalenia i kokietował bukietem telewidzów. Zdjęcie bukietu ciut robocze:


Jakoś nie było okazji bym naumiała się tej sztuki zaplatania, ale przed 21. finałem w styczniu przyjechała do mnie owa koleżanka wcześniej i próbowałam plątać pod jej pieczą. Finalnie uplotłam podobny bukiet.






Po Orkiestrze wyciągnęłam koleżankę na Mazury i tu, pod jej okiem, popełniłam paterę, a że zupełnie nie w moich klimatach, chętnie podarowałam ją znajomej.
No i się zaczęło od drutu, poprzez siatkę hodowlaną do toczonego drewna. Powstały klatki, patery, świeczniki.




Od nowa chłonę blog Jagodowy Zagajnik . To Ita otworzyła mi oczy i umysł na fantazje. Tak powstała patera piaskowa ze znicza ozdobnego (prawda, że nie widać, że to plastik?) i ceramicznej podstawki. Druga patera wygląda jakby była z blachy pobielonej, a jest z plastikowej podstawki cmentarnego wazonu i drewniane jtralki .
Świecznik z elementów starego żyrandola, podstawka z Brico.




Ogólnie lubię klosze w kuchni, bo przy tak licznej rodzinie stale trzymam w pogotowiu jakieś kanapki, zieleninę,  jedzenie musi być na wierzchu, nie w lodówce, żeby było skonsumowane. Poza tym jeden je wcześniej, drugi później,  produkty nie wysychają.  A okres letni na siedlisku, gdzie muchy są nie do opanowania?
Miałam kiedyś śliczne szklane, ale kruche były, ha, ha. Używam plastikowych mniejszych i pokryw większych, bodajże propylenowych, do przechowywania tortu. Mniejsze powlekłam siatką hodowlaną, dodałam uchwyt końcówki karnisza lub in., nabrały elegancji i wyglądają niczym szklane. Ale co się drutów nakręciłam, to moje. Propylenową okleiłam (klejem z pistoletu na gorąco) serwetką bawełnianą, gipiurą, koronką - i już nie bije po oczach gołym tworzywem.



 
 
Jesion, który musieliśmy wyciąć, zamieniamy w ciepełko, ale zrobiłam z jego cudnej, porostowej kory wianek dla potomnych. W sąsiedztwie drugi z kory sosnowej.







Nasze ogławione wierzby strażniczki wjazdu na siedlisko. Choć czytam w necie różne opinie na temat ogławiania, to śmiem twierdzić, że w takiej formie będą one bezpieczniejsze.



W drodze przez pole od sąsiadów wyłania się nasze siedlisko:




I jeszcze mój mały Pałacyk Zimowy o zmierzchu:



I tawułka w słońcu na tle stodoły:


Drugi dzień śnieży, jednostajnie, bezgłośnie lecą z nieba płatki, dzień i noc. Jest pięknie. I cisza, jedwabista, aksamitna, absolutna, kojąca, balsamiczna.

Mam nadzieję, że mnie nie zasypie i odezwę się przed wiosennymi roztopami.

Kochani - dziękuję za komentarze, miłe słowa, wsparcie. I już mam siłę na odśnieżanie.

jolanda



 

poniedziałek, 18 lutego 2013

Toczy się ...

Witam.
Znów króciutko choć laptok osobisty działa i net w miarę OK.
Dużo by pisać i wklejania zdjęć sporo, ale nie tym razem, przepraszam.

Poczyniłam ostatnio igielnik, szpulki na dratwy przeróżne, świecznik, niemniej drewniane elementy od karniszy i starego żyrandola się skończyły, stanęłam zatem do tokarki by wyTOCZYĆ coś samodzielnie. Pod nadzorem mężowskim i oczywiście w towarzystwie sąsiadki, która spać po nocach nie mogła planując drewniane dekory. Zabawa przednia, zapach drewna powalający, a efekty nas zdumiały.
Tokarka to nowa zajawka.
Poniżej moje cieplutkie dzieło (na świecznik) i ja osobiście przy pracy.


 
 
 To tyle natenczas, pa
jolanda

środa, 6 lutego 2013

Grzecznościowo donoszę

Witam.
Mam się całkiem nieźle, ale pierwej byłam zajęta, potem rzeźbiłam coś z rozpędu, a natchnęło mnie to zajęcie, kolejno były problemy z netem, na finiszu owej blogowej ciszy zaś zdechł laptok i póki co rokowania są marne. Piszę z sąsiedztwa, korzystam z uprzejmości, dlatego będzie króciutko. Co prawda mam tableta, ale to zabawka, za mały wyświetlacz, niemniej czasem Was odwiedzam, gorzej z komentowaniem.

Na Mazurach raz śnieg, raz chlapa, ale pogoda nie przeszkadza w ostatnich naszych zajęciach. Zaczęło się od drutu, poprzez siatkę hodowlaną dotarliśmy do drewnianych świeczników i pater po części z elementów skradzionych żywcem z cmentarza, nie z grobów, bo tu zastosowanie słowa "żywcem" byłoby paradoksem.
Sąsiedzi robią meble nowe, czasem jak stare, odnawiają też stareńkie graty, często niekompletne, generalnie zajmują się stolarką, dorabianiem, przerabianiem etc. I ja wsiąkłam w to Twórcze Pole bez reszty.

Kilka zdjęć z sesji wczorajszej, aranżacji przytulnego kąta, gdzie ja tylko poczyniłam kilka dodatków. Nie dajcie się uwieźć, bo ściana na szybko malowana dzień przed sesją, panele położone na kawałku betonowej podłogi przyszłej kuchni w sąsiedzkiej oborze, która już, już, prawie jest mieszkaniem.








Odezwę się wkrótce, mam nadzieję, że ze swojego laptopa.
Pozdrawiam serdecznie
jolanda