Dzień dobry.
Trochę z zaległości, coś, co mnie pochłaniało, a zaczęło się od Wielkiej Orkiestry, na którą tkaliśmy kryzy do bukietów, bo materiału kwiatowego mało, a bukiety miały być wypasione. Kryzy przygotowywałam z sąsiadami - jeśli kogoś interesują -
klik
Nawiasem mówiąc od kilku lat biorę udział w akcji charytatywnej przygotowywania bukietów na finał w TVP dla gości Owsiaka, zakład produkcyjny mojego męża zamienia się w wielką pracownię florystyczną.
Mamy koleżankę specjalistkę od kryz, szczególnie umiłowała sobie druty techniczne, z których plecie cuda. Na WOŚP-ie sprzed dwóch lat uplotła z drutu i srebrzystej włóczki parasolkę, udekorowała kwieciem ... zakochałam się, nie tylko ja, bo nawet kamerzysta z TV robił zbliżenia, oddalenia i kokietował bukietem telewidzów. Zdjęcie bukietu ciut robocze:
Jakoś nie było okazji bym naumiała się tej sztuki zaplatania, ale przed 21. finałem w styczniu przyjechała do mnie owa koleżanka wcześniej i próbowałam plątać pod jej pieczą. Finalnie uplotłam podobny bukiet.
Po Orkiestrze wyciągnęłam koleżankę na Mazury i tu, pod jej okiem, popełniłam paterę, a że zupełnie nie w moich klimatach, chętnie podarowałam ją znajomej.
No i się zaczęło od drutu, poprzez siatkę hodowlaną do toczonego drewna. Powstały klatki, patery, świeczniki.
Od nowa chłonę blog
Jagodowy Zagajnik . To Ita otworzyła mi oczy i umysł na fantazje. Tak powstała patera piaskowa ze znicza ozdobnego (prawda, że nie widać, że to plastik?) i ceramicznej podstawki. Druga patera wygląda jakby była z blachy pobielonej, a jest z plastikowej podstawki cmentarnego wazonu i drewniane jtralki .
Świecznik z elementów starego żyrandola, podstawka z Brico.
Ogólnie lubię klosze w kuchni, bo przy tak licznej rodzinie stale trzymam w pogotowiu jakieś kanapki, zieleninę, jedzenie musi być na wierzchu, nie w lodówce, żeby było skonsumowane. Poza tym jeden je wcześniej, drugi później, produkty nie wysychają. A okres letni na siedlisku, gdzie muchy są nie do opanowania?
Miałam kiedyś śliczne szklane, ale kruche były, ha, ha. Używam plastikowych mniejszych i pokryw większych, bodajże propylenowych, do przechowywania tortu. Mniejsze powlekłam siatką hodowlaną, dodałam uchwyt końcówki karnisza lub in., nabrały elegancji i wyglądają niczym szklane. Ale co się drutów nakręciłam, to moje. Propylenową okleiłam (klejem z pistoletu na gorąco) serwetką bawełnianą, gipiurą, koronką - i już nie bije po oczach gołym tworzywem.
Jesion, który musieliśmy wyciąć, zamieniamy w ciepełko, ale zrobiłam z jego cudnej, porostowej kory wianek dla potomnych. W sąsiedztwie drugi z kory sosnowej.
Nasze ogławione wierzby strażniczki wjazdu na siedlisko. Choć czytam w necie różne opinie na temat ogławiania, to śmiem twierdzić, że w takiej formie będą one bezpieczniejsze.
W drodze przez pole od sąsiadów wyłania się nasze siedlisko:
I jeszcze mój mały Pałacyk Zimowy o zmierzchu:
I tawułka w słońcu na tle stodoły:
Drugi dzień śnieży, jednostajnie, bezgłośnie lecą z nieba płatki, dzień i noc. Jest pięknie. I cisza, jedwabista, aksamitna, absolutna, kojąca, balsamiczna.
Mam nadzieję, że mnie nie zasypie i odezwę się przed wiosennymi roztopami.
Kochani - dziękuję za komentarze, miłe słowa, wsparcie. I już mam siłę na odśnieżanie.
jolanda