jo-landia

Odgruzowujemy je powolutku, głaszczemy każdą cegłę, kamień, z namaszczeniem podchodzimy do nadgryzionej
zębem czasu deski, belki czy okucia.
Nie jest naszym zamiarem stworzenie skansenu, ale marzymy o stworzeniu własnego, niepowtarzalnego miejsca,
gdzie chętnie będzie wpadać nasza dzieciarnia z wnukami, nasi przyjaciele.
Gdzie przydomowy warzywniak roztaczać będzie zapach ziół i kopru, gdzie dzieciaki będą mogły biegać na bosaka
(a uwielbiają !) i zrywać owoce prosto z sadu;
gdzie wiejski ogród będzie przypominał moje dzieciństwo z Podlasia, w którym nie zabraknie malwy, niezapominajki,
smagliczki, floksów, goździków brodatych, etc.
Będę zbierała grzyby, robiła przetwory, nalewki, ... a w międzyczasie dekoracje ślubno-weselne, bo bez tego jednak
nie potrafiłabym żyć.

środa, 21 września 2011

Zdjęcia ślubne z siedliska

Po prostu muszę się nimi podzielić. Fotki autorstwa naszej sąsiadki malarki, która od ok. roku interesuje się forografią. Fotki mamy dawno, dawno, ale na papierze fotograficznym, b. stareńkim zresztą, ale właśnie znalazłam na jej blogu, zatem wklejam i ja. Młodzi są nimi zachwyceni, zresztą nie tylko Młodzi.

Zdjęcia z tej sesji:


Kilka w kolorze:


Tu welon niczym chmurka
Uchwycony klimat siedliska i szczęścia Młodych.
Pozdrawiam - jolanda

czwartek, 8 września 2011

Zapraszam na salony

Nie żartuję - salony gotowe, no, prawie.
Co prawda sień dużego domu straszy (poza podłogą, która jest znośna, wylewka przykryta deskopodobną wykładziną), drzwi do dalszej części zamknięte, tam rozpierducha totalna, ale salony b. eleganckie.

Jeden biały, drugi brązowy. Do brązowego czeka szafa, nawet z wielkim lustrem, ale wymaga jeszcze dużo pracy i walki z kornikami. Pokój brązowy potrzebuje szlifu i jakiś dodatków, ale póki co jest OK. W obu położona jest płyta OSB, na którą powinno iść coś ... ale spodobała mi się, w jednym ją pobieliłam i polakierowałam, w drugim pobejcowałam i polakierowałam. Brązowa jest w dwóch rodzajach i kicha, bo wyszły dwa odcienie brązu (inne wióry, inne drzewo), ale póki co mnie zadawala. Może jakiś ecru dywanik na środek położę, zniweluje różnicę?

W białym zmienię tylko dechę z fotkami (cudowne mazurskie klimaty, od sąsiadki, jedno jest z głogiem z naszej miedzy), tzn. decha jest idealna, ale stwierdziłam, że lepsze będą dwie, jedna obok drugiej, dłuższa i krótsza. Mam kilka odłożonych starych, skornikowanych. Na pewno będą w pionie, choć mój mąż widzi w poziomie. Czeka jeszcze trochę zdjęć do powieszenia.
Do komody musiałam długo przekonywać mego męża, kilka lat stała na przyzakładowym tarasie i gdyby nie przeszkadzała, ostatnio b. dotkliwie, pewnie bym się prędko nie doczekała. Na zdjęciach nie ma dwóch klamek, ale czekałam na śrubki, które trzeba tylko wkręcić. Z pobieleniem miałam cyrk, ale to długa historia, wyszło nieźle.

Salon Biały:





















Piec w Białym zwie się Celineczka, od nazwiska poprzedniej właścicielki.

I jeszcze słówko o zasłonach. Kocham te prosiaczki na lambrekinie, poprawiają mi humor. Uszyłam je jakiś czas temu z dziecinnej pościeli, oczywiście ze szmatexu. Sztukowałam, wykorzystałam każdy kawałeczek, najpierw były zazdroski, lambrekin z poszewki na poduszkę i jedna zasłona, dlatego z resztek uszyłam zwis w postaci kokardy. Później dokupiłam białą pościel i doszyłam dwie zasłony.

W pokoju brązowym wisi ikeowska zasłona podzielona na pół (bo dostałam w ciucholandzie tylko jedną); doszyłam z motywem drobnych pastelowych różyczek a`la falbany, koronkę i wyszły proste, ale b. romantyczne. Sizalowe pudełka okleiłam paskami resztek materiału.
Salon Brązowy:






W domku ogrodnika, który ma być ew. na zimowe wypady, sporo do zrobienia, chociaż jest już łazienka, kuchenka i antresole do spania.
Do miłego - jolanda

wtorek, 6 września 2011

Spóźnione żniwa

Zachwycałam się tymi widokami, słysząc odgłosy pracujących maszyn uczestniczyłam w żniwach. Była to wesoła muzyka na tym pustkowiu. Od świtu do nocy. Trwało to dosłownie 3 dni, walce słomy zniknęły z pola.





Tęcza tego dnia była dwukrotnie. Drugim razem podwójna. Balsam po ciężkim dniu pracy.

Zmienia się siedlisko, ale pracy jakoś nie ubywa. Niemniej cieszy każdy drobiazg, każda półeczka, każdy kwiatek.




Mój mąż nazwał to Kółko i Krzyżyk i tak zostało, nad ozdobną dynią, która zdominowała inne rośliny wysiane z zestawu mieszanki nasion pnących.



Kilka zdjęć z ogrodu:





Domek ogrodnika:




Już nieco oświetlony wieczorkiem:


Chałupa duża, która ma niesamowitą fakturę tynku, szczególnie pięknieje podświetlona nocą. Coś musimy wymyśleć, żeby zachować tę elewację, zakochaliśmy się w niej. Wszyscy budowlańcy mówią o wyburzeniu domu, jedna ze ścian jest mocno spękana, wiele lat temu podparto ją betonowym stemplem, nota bene też myślimy, żeby go zostawić, jako historyczny element tego siedliska. Musimy ją ocalić.



Dom jest niesamowity, choć to naprawdę ruina. Kochamy spękane schody, mury, każdy kamień i cegłę. Coś się z nami porobiło a zachwytom nie ma końca. Tynki - zostawiamy, schody - zostawiamy. Nasza sąsiadka ma zdjęcie naszej chałupy z oknami zabitymi dechami, cudowne zresztą, jak na nie patrzę, to zaczynam żałować, że już tak nie wygląda. Tęsknię za ławeczką, którą rozwaliliśmy.


Lubię łazić po tych swoich czterech hektarach dniem, wieczorem, lubię obserwować, wbrew pozorom stale coś się dzieje wokół siedliska.

Dla mnie widok bajeczny, z ostatniego wieczoru z perspektywy stawu z końca działki.



Trochę kiepskie zdjęcie, sorry.
Ciepło światła w oknach na pustkowiu takie zapraszające, romantyczna poświata księżyca sprawia, że cienie drzew nie straszą, wręcz otulają domostwo. Poczułam się szczęśliwa, że oto powstało prawdziwe ognisko domowe w siedlisku.

Miłego popołudnia życzę obserwujących mego bloga i trzymającym kciuki, żeby się udało. Dzięki za komentarze i maile - jolanda