Mazurska zima.
Pod białą puszystą pierzynką pola, otulone drzewa w lesie.
Cisza absolutna, którą mąci skrzypienie śniegu pod moimi butami.
Promienie słońca tańczą na roziskrzonej tafli śniegu, pociętej gdzieniegdzie śladami zwierzyny.
Wciągam lekko mroźne powietrze, czuję jak krzepną nozdrza, oddycham pełną piersią, powietrze jest rześkie, głęboko przenika do płuc. Słoneczne ciepło wylewa się na moją postać idealnie równoważąc mrozek.
Zatrzymuję się. Wokół bezruch, bezgłos.
Nirwana.
Słyszę rytmiczne puk, puk mojego serca. Powoli załącza się mózg.
Banalne - jak pięknie - grzęźnie w gardle.
Błogostan, wyciszenie, równowaga, harmonia.
Chcę zatrzymać w kadrze ten pejzaż, by ocalić od zapomnienia chwile dogłębnego wzruszenia, którym się z Wami kochani dzielę, bo tylko wtedy osiąga się stan szczęśliwości, jeśli możemy się nimi dzielić z innymi.
Ani słowa, ani te obrazy, nie oddają do końca tych zachwycających przeżyć, ale zapewne niejednokrotnie doświadczyliście i Wy czegoś podobnego. Ostatnio nadrabiałam zaległości blogowe, czytałam bardzo wzruszające zimowe wpisy. Zima śnieżna, z lekkimi przymrozkami i ciepłym słoneczkiem, to jest to, co ta pora roku może dać nam najpiękniejszego.
A teraz z kolei naszły mnie wspomnienia wieczoru majowego, jak dwa lata temu przyjechaliśmy z mężem ze stolicy na siedlisko, po prysznicu, w szlafroku i kaloszach (bo rosa), z drinkami w ręku (bo nareszcie luzik), robiliśmy obejście ogrodu. Odurzeni zapachem bzu wysłuchiwaliśmy słowiczych treli (dzień i noc, jak się później okazało, wyśpiewywał w sadzie te swoje serenady), po czym łąką poszliśmy nad nasz dziki Czarny Staw, na koniec działki, by z bliska słuchać kumkania żab. To był długi wieczór, ciepły, siedzieliśmy pod lipą, gadaliśmy o synach, wnukach, planach siedliskowych, właściwie o niczym szczególnym, ale ten czas wrył się w pamięć.
To takie małe codzienne szczęścia, którymi się z Wami dzielę.
Dziękuję, że zaglądacie, czytacie, komentujecie.
PS1. Ostatnio mniej bywałam na Mazurach, to i wpisów nie było, ale i czas był trochę zwariowany. Ważne wydarzenie rodzinne to narodziny Księżniczki pod koniec listopada, nikt nie dawał wiary, a jednak. Pięciu wnuków i Ona, jedyna wnuczka. Tak oto ubiegły rok zaowocował dwójką wnucząt, bo w marcu urodził się Gabryś, najmłodszego z trzech naszych synów.
PS2. Nowy Rok spędziliśmy na nartach i to był pierwszy wyjazd odkąd nabyliśmy mazurską posiadłość. To jest jak z jazdą na rowerze, tego się jednak nie zapomina i babcia poszusowała w uroczej włoskiej miejscowości Sappada, a co?
PS3. Dłuższy czas miałam problemy z wejściem na swego bloga, na szczęście znalazłam rozwiązanie. Niemniej prędzej czy później muszę pomyśleć o nowym laptoku.
Buziaki Kochani