jo-landia

Odgruzowujemy je powolutku, głaszczemy każdą cegłę, kamień, z namaszczeniem podchodzimy do nadgryzionej
zębem czasu deski, belki czy okucia.
Nie jest naszym zamiarem stworzenie skansenu, ale marzymy o stworzeniu własnego, niepowtarzalnego miejsca,
gdzie chętnie będzie wpadać nasza dzieciarnia z wnukami, nasi przyjaciele.
Gdzie przydomowy warzywniak roztaczać będzie zapach ziół i kopru, gdzie dzieciaki będą mogły biegać na bosaka
(a uwielbiają !) i zrywać owoce prosto z sadu;
gdzie wiejski ogród będzie przypominał moje dzieciństwo z Podlasia, w którym nie zabraknie malwy, niezapominajki,
smagliczki, floksów, goździków brodatych, etc.
Będę zbierała grzyby, robiła przetwory, nalewki, ... a w międzyczasie dekoracje ślubno-weselne, bo bez tego jednak
nie potrafiłabym żyć.

piątek, 27 kwietnia 2012

Kwiaty z dzieciństwa

Zawilce na Podlasiu 2008 r.

Pochodzę z Podlasia, gdzie spędziłam dzieciństwo; moje Podlasie to kaczeńce, zawilce, niezapominajki  i konwalie, stąd zapewne mam wielki sentyment do tych wiosennych kwiatów. Nie wiedziałam, że w przylegającym do siedliska lesie jest tyle zawilców, może nie łany, ale dużo. Wiem, że w okolicznych lasach występują zmasowane pola przylaszczki, niestety trzeba byłoby wybrać się na wycieczkę, na którą nie było czasu.







Uwielbiam łazić po okolicy sama, wącham świeże wiosenne, wilgotne, powietrze; majowy las będzie miał już zupełnie inny zapach.
Szukam i znajduję, choć czasem  są to znaleziska zupełnie nieoczekiwane i nieznane mi. Przyroda nieustannie mnie zadziwia.
Poniżej śledziennica skrętolistna (Chrysosplenium arternifolium) - teraz juz wiem.





Widoki mokradeł zapierają dech. Tylko ja i las, cisza, niekiedy przerwana jakimś słodkim trelem, czasem stoję oko w oko z sarenką ... Trochę mam obawy, bo wiem, że dziki grasują, a teraz mają małe, ale czy  mniejsze zagrożenie byłoby gdybym była np. z mężem?








 
Nad naszym stawem rosną kaczeńce, dopiero rozwijają się, zatem mam nadzieję zastać żółtą słoneczną falę, jak teraz przyjadę. Podziwiałam ich urodę z bliska w kaloszach (rosną w wodzie powyżej kostek), bo staw lekko wylał po opadach.






Przypomniała mi się historia z naszym psem Bazylem (kawał cielaka, był to mieszaniec kaukaza z bernardynem,  nota bene z lękiem wysokości). Mieliśmy wtedy na ogródku oczko wodne, właśnie zakwitała kępa kaczeńcy, wyczekiwany przeze mnie nostalgiczny zwiastun wiosny, gdy ten wpakował się to wody i jak zwykle nie mógł wygramolić, łapy ślizgały mu się po folii i świetnym punktem zaczepnym okazała się właśnie kępa z kaczeńcami. Zmiażdżył je zanim zakwitły ...
Kiedyś wpakował się na podwyższoną rabatkę z bratkami, leżał wśród tych bratków z tak rozanieloną miną, że synowa, którą prosiłam o przepędzenie go, rychło pobiegła, ale po aparat fotograficzny.
To był kochany pies, najstarszy syn, który go przywiózł z zakopiańskich Krupówek, zachował kawałek pazura, w celu ew.  sklonowania w przyszłości ...

W sadzie podwójne niebo - nad drzewkami i pod drzewkami, nieboskłon przegląda się w lustrze cebulic, te zaś zapatrzone w górę rozjaśniają sad lazurem, zmąconym gdzieniegdzie plamą ciemniejszą fiołków.
Wiem, wiem, nudna jestem z tymi cebulicami, ale ... wybaczycie?







Tu inne fiołkowe, nazwy nie pomnę.



Poza poezją wiosny - proza pracy u podstaw, pracy, na efekty której trzeba czekać, bo doraźnie są jakoś mało wymierne. Posiałam spora część warzyw - warzywniak zaorany jesienią, bo tu ubiegłego lata zielsko było blisko dwumetrowe, rzeczywiście ziemia w tym miejscu bardzo żyzna. Wysiałam kilka gatunków kwiatów, m.in. groszek pachnący przy murku,  cosik na nowej rabatce przy nim - i tu musiałam skopać sobie sama, kamieni tyle, że statrczyło na obwódki rabat z nadwyżką, więc łatwo się domyślać jakie to było "lekkie" kopanie.

Tymczasem w wawce szykuję rozsady, pikuję i pikuję i końca nie widać. Dość marnie mi wschodziły nasionka, niektóre w ogóle, wybiegłe te siewki straszliwie, bo trzymałam w domu na parapetach, wczoraj uruchomiłam szklarenkę po dziadku, może flance podgonią. W miarę ładne mam pomidory, choć zamówiliśmy 50 krzaków malinowych u sprawdzonego przez znajomych "mazurskiego producenta" - te mają być w foliaku, który się robi w dalszym ciągu (stale w sferze mojej wyobraźni, bo mąż jeszcze ma czas). Moje odmiany to cherry i Olka Polka żółte też cherrowate, zatem mam nadzieję na plony z gruntu. Najładniejsze flance to oberżyna (bakłażan), ale to eksperyment, właściwie to cała moja uprawa jest eksperymentem ... Póki co niepowodzenia mnie nie zniechęcają lecz uczą. Zobaczymy latem i jesienią czy nauka była owocna namacalnym OWOCEM.

Rozpisałam się, zdecydowanie nie spieszy mi się do tego flancowania.
Życzę udanego długiego weekendu

jolanda

PS1. Wyszperane z szuflady; najwidoczniej jakieś tęsknoty za tymi Mazurami zawsze były.
Wiersz mocno patriotyczny, śmiesznie to brzmi po latach.

Co tam Sardynia, co tam Kreta, 
To nie ci ludzie i ziemia nie ta;
Polska kraina - to zboża łany
I babie lato, i ze śniegu bałwany.
Mazury, gdzie tafle jezior lśnią,
Pałki tataraku i pliszki, co w nich śpią,    
Bocianie gniazda z pisklętami,
Pola ze zbożem z dorodnymi kłosami,
Łąki przyrzeczne soczyście zielone,
Rano welonem mgły otulone,
Świerszcze niestrudzone w muzykowaniu,
Żaby zaś w śpiewnym rechotaniu.
Gdzie morze z piaszczystymi plażami,
Usłanymi złotymi bursztynami,
Ruchome piaski, wydmy niczym pustynie,
Gdzie po burzy anioł tęczową wstęgę rozwinie.
Gdzie po wsiach ludzie żyją prości,
Pracowici, gościnni i jakże radośni,
Masło, ser z miodem na stół przyniosą,
Do samogonu i do tańca chętnie zaproszą.
Tu brzeziny, a w nich kozaków kapelusze,
Tu szlakiem iw w dzieciństwo wyruszę;
Do krzyży i świątków w polu,
Do koni rżących przy wodopoju,
Do chat w słomiane dachy przystrojonych,
Sadów kwieciem majowym zabielonych;
Tam malwy dumne przed domami,
Ludzie stroskani zwykłymi sprawami,
Że sianokosy i żniwa ...
Tu czuję się szczęśliwa.


Po powrocie z Tartaczyska k. Augustowa - sierpień 2000r.

PS2. Obiecane fotki wykopanej giwery:









piątek, 20 kwietnia 2012

Zmieniają obory w mieszkania

Tak mieszkają inni.

Siedlisko nr 1.













Mnie zauroczyła ława z sań.

Siedlisko nr 2 - początki metamorfozy:







A tu kot na zapiecku.

Wrócę po weekendzie.
Wiosennego zauroczenia życzę
jolanda

czwartek, 19 kwietnia 2012

Siedliskowe wariactwo i ptactwo

Pracy co niemiara. Ciężkiej fizycznej z łopatą i kamieniami w roli głównej, tudzież z grabiami. Pogoda też nie rozpieszczała, siałam w deszczu na warzywniaku - staram się wg kalendarza biodynamicznego, zobaczymy.
Kalosze ciążyły oblepione mokrą ziemią niczym żeliwne okowy. Warzywniak częściowo się zapełnia grządkami, wysadzona dymka, częściowo czosnek, wysiana marchew, pietrucha korzenna, naciowa, szczypiorek, cebula (kilka rodzajów, choć wątpię w wschody), szczaw, koper, szpiank, buraki.

W sadzie otoczyłam kambulcami sporą rabatkę kwiatową, wytyczyła ją  duża kępa narcyzów (stary gatunek, ten cudny, pachnący), kilka kępek przesadziłam z bryłą ziemi, bo okazało się, że porozrzucane są w kilku miejscach w sadzie, jak przebiśniegi zresztą, którym nie udało się przebić, tak skutecznie zasypane były ziemią. Dałam im szansę, ale czy one dadzą mnie?
Z ruin siedliska przyniosłam miodunkę,  przylaszczki i barwinek. Miodunka mnie zauroczyła, nie znałam tej rośliny (Marysiu - dzięki za podpowiedź).













Uporządkowane stare dechy, cegły - złożone przy stodole; ogólnie zapanował względny ład, ale jeszcze się  nakopiemy w śmietnikach tu i tam. Pod domkiem ogrodnika, koło starej wierzby z pustym pniem, walcząc z gruzem, potłuczonym szkłem, workami po nawozach i Bóg wie czym jeszcze, wykopałam przerdzewiałe resztki jakiejś spluwy, dwururki - mąż wniebowzięty, wszem i wobec każe podziwiać. Jak zrobię fotkę to zamieszczę, bo tak się nakopałam łopatą, że z wyczerpania dopadła mnie pomroczność całkowita.

Cebulice syberyjskie to właściwie jedyny symptom wiosny w naszej Finlandii. Gdzieś po kątach nieśmiało kwitnąć zaczęły fiołki. Tu wszystko jest opóźnione, ciągle wieje i wieje, niby z jednej strony ściana lasu, obejście zamknięte z trzech stron świata a wiatr hula i bez czapki ani rusz. Roślinom nie służą te przewiewy.











Byłam tydzień na siedlisku, a na zdjęcia znalazłam dosłownie chwilę. Zasypiałam po całym dniu niczym niemowlę, żadnych podsumowań bieżących czy planów na dzień następny przed snem i słowo daję, nawet pacierza.

Kilka fotek ptactwa z siedliska, nie znam się, nie mam atlasu ptaków, proszę o podpowiedzi i ewentualne skorygowanie błędnego nazewnictwa.

bocianie gniazdo z pobliskiej wsi


kopciuszek ubiegłoroczny bywalec chaty
kopciuszek jw.
rudzik
wróble

pliszki licznie zadomowione

gołębie pocztowe z pilną wiadomością 

trznadel


drozd śpiewak, liczny w uroczysku nr 2


Dziękuję za uwagę, miłe słowa.
Dobranoc.
jolanda

PS1. Dzięki wielkie Sąsiadom za Garncarzy oraz za dedykację "Przyjaciele po to są" - rozczuliłam się :-)

PS2. Słowa "Przyjaciele po to są":

Kiedy wszystko idzie źle
Wezwij mnie wezwij mnie
Gdy znajomych tłum jak wróg odwróci się
Wezwij mnie zjawię się

Gdy Twój świat rozpada się
Wezwij mnie wezwij mnie
Czuję że dziś jak dziecko boisz się
Wezwij mnie zjawię się

Przeprowadzę Cię przez mrok
Nie pozwolę ranić łzom
I nie będziesz już się bać
Przyjaciele po to są

Kiedy już kiedy już Ci braknie sił
Wezwij mnie wezwij mnie
Boisz się że nie wesprze Cię już nikt
Wezwij mnie zjawie się

I pomogę z kolan wstać
I zbudować nowy dom
Znów poczujesz życia smak
Przyjaciele po to są