jo-landia

Odgruzowujemy je powolutku, głaszczemy każdą cegłę, kamień, z namaszczeniem podchodzimy do nadgryzionej
zębem czasu deski, belki czy okucia.
Nie jest naszym zamiarem stworzenie skansenu, ale marzymy o stworzeniu własnego, niepowtarzalnego miejsca,
gdzie chętnie będzie wpadać nasza dzieciarnia z wnukami, nasi przyjaciele.
Gdzie przydomowy warzywniak roztaczać będzie zapach ziół i kopru, gdzie dzieciaki będą mogły biegać na bosaka
(a uwielbiają !) i zrywać owoce prosto z sadu;
gdzie wiejski ogród będzie przypominał moje dzieciństwo z Podlasia, w którym nie zabraknie malwy, niezapominajki,
smagliczki, floksów, goździków brodatych, etc.
Będę zbierała grzyby, robiła przetwory, nalewki, ... a w międzyczasie dekoracje ślubno-weselne, bo bez tego jednak
nie potrafiłabym żyć.

piątek, 27 czerwca 2014

Uroczysko nr 2 - perfekcja natury - tojeść rozesłana

Uroczysko nr 2 już pokazywałam, ale nie ma na nie czasu, by coś podziałać.
Dzieje się samoistnie. Zupełnie jak z rabatką jednorocznych, która obsiewa się sama.
Podziwiam, podziwiam i jeszcze raz podziwiam.








Pięknego weekendu.

jolanda

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Wieje nudą i deprechą ...

Zimno, deszcz, siedzę skulona przy laptopie, natrętne muszyska pchają się w jego czeluści by się ogrzać. Dekoncentrują mnie, bzycząc koło ucha ... Poluję na nie z packą, okazy skrupulatnie układam pod listek lekko zwilżonego ręcznika papierowego, leżącego na brzegu stołu, by czasem niedobitki nie rozpełzły się bądź nie poderwały na nowo do lotu. Trzeba wykazać się nie lada sprytem, by trafić, nie lada wyczuciem, by nie zostawić maziajowatych śladów na monitorze czy stole.

Sześć sztuk mniej.

Za oknem maki ... zmoczone, z drżącymi pergaminowymi płatkami, wytargane przez wiatr. Kwiaty zwieszone na łodygach schylonych w jednym kierunku. Może w  kierunku wiejącego wiatru, a może wyglądają słońca? Niektóre próbują się dźwignąć z nasiąkniętej wilgocią gleby, splątane szukają ciepła tuląc się nawzajem, trwają w tym przypadkowym uścisku miłosnym nie licząc na oswobodzenie, zrezygnowane, bez woli walki o życie, gotowe na zatracenie.
Zielone, czupurne główki mają się lepiej, nie dały się porywom wiatru, już w zalążkach nasienia zakodowaną mają wolę istnienia, dumnie prezentują swoje makóweczki z mnóstwem genów na przetrwanie gatunku.
Gorzej z najmłodszymi, drżą na zimnie, złamane niemalże w pół cienkie łodyżki zdają się nie mieć siły udźwignąć brzemiennych, ale jeszcze zielonych pąków. Hej, twarze do słońca, ono rychło nadejdzie !

Liczę - dziesięć trafionych.

Przestało lać, brak wiatru. Maki lekko się kołyszą na wiotkich łodyżkach. Niebo nie wróży jednak słoneczka. Skrzeczy sroka ochryple, na letniej sofie przysiadł wróbel mazurek, na krótko, nieco zdegustowany, chyba też tą pogodą.


Ale jak się ma wczorajsze, popołudniowe obrazy, od razu lepiej na duszy i wspomnienie ciepłych promieni zachodzącego słońca grzeje skostniałe od zimnej klawiatury palce. I gorąca herbata w kubku z odrobiną świeżego syropu z kwiatów bzu czarnego ... czule obejmuję kubasek, smakuję jego zawartość, łyczek po łyczku czuję, jak ciepło płynu powolutku wędruje po przełyku i jak powoli odtajam. Rozpaliłam w kozie, trudno.

Na blogach aktualnie królują maki. Nie będę zatem oryginalna, ale muszę je pokazać.
Maków na tej rabatce miało nie być, w ub. roku zerwałam wszystko, zrobiłam nawet bukiet z makówek, z którego zebrałam ziarna, by je wysiać  w innym miejscu.


 Ale maki i tak się wysiały. Chciałam przekształcić rabatkę z jednorocznymi w bylinową, ale nic z tego. Poza makami wysiał się maczek kalifornijski, czarnuszka, kosmos, maruna, oczywiście nagietek, nawet maciejka i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu godecja, którą wysiałam pierwszego roku. Jak tak bardzo chcą, niechaj rosną. Wysiały się i poza rabatą, przy kamieniach wyznaczających palenisko ogniska, przy układanym kamiennym  murku, pod ławkami w dołku biesiadnym, przy domku ogrodnika, na kamiennym bruku. Imponująca wola przetrwania - proszę bardzo, róbta co chceta.

Tak oto mam urokliwą rabatę z chwastów, samoobsługową, niekłopotliwą w pielęgnacji.
Z pospolitych maków wzięły się różowe, czerwone w różnych odcieniach tej barwy, cieniowane, z białymi obrzeżami, pełne, z dużą ilością płatków i małą, jak to się dzieje, nie dociekam, tylko cieszę oczy.
W wiejskiej zagrodzie maki muszą być.


























Ale typowo wiejskie krajobrazy, z pełnym rozmachem malowane przez matkę naturę, mam nieopodal. Takimi pejzażami można się zachłysnąć, trzeba uważać, dawkować ostrożnie małymi haustami i hołubić w sercu na takie dni, jak dziś, na listopadowe szarugi i smutki.








No i jak tu nie kochać chwastów?

Poczytałam, a jakże, trochę na temat:

Chwastem zwana jest dziko rosnąca roślina utrudniająca uprawy,  niepożądana z punktu widzenia osoby posługującej się tym terminem. Pozwolę  sobie zauważyć , że wiele uznawanych dawniej za chwasty to dziś rośliny ginące, niektóre (np. niektóre chwasty lnu) są już w Polsce wymarłe . Takie rośliny jak :Złocień polny (Chrysanthemum segetum) , Mak polny (Papaver rhoeas) ,Maruna bezwonna (Tripleurospermum inodorum) ,Rumian polny (Anthemis arvensis),Chaber bławatek (Centaurea cyanus) ,Wyka brudnożółta (Vicia grandiflora) ,Wyka ptasia (Vicia cracca) ,Kąkol (Agrostemma githago) ,Poziewnik – kilka gatunków m.in. Galeopsis speciosa, G. pubescens i G. tetrahit  i wiele  innych roślin tego typu roślin samorozsiewających i mogących przetrwać w banku nasion gleb nawet kilkadziesiąt lat może być uznawana przez rolników za   „chwasty” w uprawach lecz w innych okolicznościach ,  w ogródku  będzie pełniła rolę dekoracyjną i pożądaną tworząc  uroczą łączkę i naturalny  ekosystem żywiący “robaczki” ,  owady i inne zwierzęta :) .

Bez wątpienia chwasty tworzą u mnie dekoracyjną łączkę, nieprawdaż?

Okazuje się, że owe chwasty są wręcz potrzebne.

Nie do końca poznaliśmy  rolę i wzajemne oddziaływanie na siebie roślin w ekosystemie , w  tym także tych  pejoratywnie zwanymi „chwastami” lecz wiele wskazuje na ich  zaskakujące właściwości. Wiele z nich wręcz stymuluje wzrost roślin uprawnych !. Przez wiele lat człowiek próbował wytępić chwasty jako element niepożądany w uprawach. W obecnych czasach mówimy o ochronie chwastów.

Odsyłam do artykułu.


Jakikolwiek spłachetek ziemi utrzymany w  stanie w miarę „czystym” i wolnym od nadmiernej ingerencji to ziarenko nadziei dla zachowania dziedzictwa dla przyszłych pokoleń.

Z naszych 4ha i 800 m2 sporo takich spłachetków dla potomnych zostanie.

Czymże jest jednak pejzaż mazurskiej wsi bez krowy? Oto i krówki, całe stado. Są to zwierzęta hodowane nie dla mleka, a na ... befsztyki. Zostawmy to bez komentarza.












 Rzutem na taśmę przed deszczowymi dniami udało mi się nastawić drugą porcję syropu z kwiatów czarnego bzu. Nalewka na bazie syropu już leżakuje. Dla wnuków syropek, dla starszych nalewka na bazie syropu. Teraz czekamy na kwiaty lipy. O syropach i nalewkach było TUTAJ. Proste i szybkie w robocie, a naprawdę aromatyczne i pyszne.
Na blogu GC wyczytałam o suszonych kwiatach bziku, łączonego w herbatce z suszonym kwiatem lipy, więc postanowiłam znaleźć w cienistych miejscach jeszcze trochę baldachimów bziku do ususzenia.




Dobrej nocy życzę.
Kolorowych snów.

jolanda