jo-landia

Odgruzowujemy je powolutku, głaszczemy każdą cegłę, kamień, z namaszczeniem podchodzimy do nadgryzionej
zębem czasu deski, belki czy okucia.
Nie jest naszym zamiarem stworzenie skansenu, ale marzymy o stworzeniu własnego, niepowtarzalnego miejsca,
gdzie chętnie będzie wpadać nasza dzieciarnia z wnukami, nasi przyjaciele.
Gdzie przydomowy warzywniak roztaczać będzie zapach ziół i kopru, gdzie dzieciaki będą mogły biegać na bosaka
(a uwielbiają !) i zrywać owoce prosto z sadu;
gdzie wiejski ogród będzie przypominał moje dzieciństwo z Podlasia, w którym nie zabraknie malwy, niezapominajki,
smagliczki, floksów, goździków brodatych, etc.
Będę zbierała grzyby, robiła przetwory, nalewki, ... a w międzyczasie dekoracje ślubno-weselne, bo bez tego jednak
nie potrafiłabym żyć.

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Radości i złościwości


Znów wpadam, jak po ogień, choć nie bardzo wiem, kiedy uda mi się zamieścić ten post, bo komunikacja internetowa jest ostatnio trudna. Piszę w programie tekstowym, nie na Blogerze.
Albo mam przekroczony limit transferu, albo w ogóle ruter przesyła na kompa żółty trójkąt z wykrzyknikiem, że brak połączenia.

Poza tym mam laptopa męża, użyczył mi go (Alleluja !), bo mój padaka, w dodatku straciłam wszystkie, na szczęście tylko tegoroczne, zdjęcia i in. dokumenty. ALE – w marcu byliśmy po pięciu latach na urlopie, na Kubie, cudownej zielonej wyspie, ponad tysiąc zdjęć wspaniałych widoków, lazurowych wybrzeży, białych, piaszczystych plaż Atlantyku, Morza Karaibskiego, klimatycznych uliczek Trynidad, Canteagos, Hawany, Varadero, Santa Clara … i zapierającej dech flory … - pozostały wspomnienia i wielki żal, że nie mogę ich snuć przy oglądaniu tych kadrów. 
Chyba musowo wybrać się na Kubę powtórnie, cha, cha.

Przy okazji - czy trzeba przebyć aż ponad 10 tys. km by poznać czytelniczkę i fankę mego bloga i to z Warmii? Jednak świat jest mały; w dodatku okazało się, że mamy wspólnych znajomych.

Jedyne zdjęcia, jakie mam - voila:


























Aparat fotograficzny też odmawia współpracy, a że zgaduję, co mu dolega, to w związku z powyższym mam już trzy ładowarki do baterii i dwie baterie, zamówione prze net. Serwis się kłania i ... zdrowy rozsądek.

Wiadomo, wiosna to czas porządkowania ogrodu, przygotowania do uprawy warzywnika, świeże pomysły na rabaty itd. A że u nas stale jakaś rozpierducha, prace często syzyfowe.
I wszystko na żywioł. Planuję, układam, robię notatki co, kiedy i jak, a życie swoje.
Dzwoni mąż wieczorem i pyta co zrobiłam, a ja jąkam się, bo właściwie nic konkretnego. Dosadziłam kilka roślin, wysiałam dwie, pozbierałam na kupkę (bo nie wyniosłam) patyki z wierzby, jako, że ostatnio wieje niemiłosiernie; rozmyślałam w foliaku jak posadzę pomidory, w związku z pomysłem, który mi zaświtał, udałam się do stodoły i wlazłam na sąsiek, gdzie składuję duże donice by je policzyć, czy mam dostateczną ilość. Pomidory chcę posadzić w obręczach, zatem muszę pozbyć się denek donic, które darowała mi synowa, a zostały jej po zakładaniu przydomowego ogrodu. W związku z tym, że nic nie muszę, poszłam na długi spacer by ocenić zmiany w przyrodzie. Bagna wciągają … śpiew ptaków … ruiny starych siedlisk … „wciągło mnie” … Wróciłam z naręczem kaczeńców i jednym dobrym zdjęciem, bo reszta do usunięcia. Fotografowanie ptaków to trudna sprawa, słyszę a nie widzę, a jak ja widzę, to aparat nie widzi, albo widzi inaczej.
Natychmiast musiałam ułożyć kaczeńce, bo przecież szybko więdną. I podziwiam. Nie mogę przejść koło nich obojętnie. No po prostu śliczne są, radują moje serducho. Ileż ja mam radości z codzienności. Cebulica, fiołki, zawilce, a w kolejce cała rzesza.








Wieczorkiem ułożyłam trzy kamienie na obwódce rabaty, ciut opieliłam, a że z powrotem zaczęło dmuchać, stwierdziwszy, za jakie grzechy … udałam się do domu.
Zaliczenie dnia nie wygląda imponująco, ale kaczeńce … boskie.

Założyłam kwietną łąkę, tylko proszę wstrzymać się od okrzyków zachwytu ! Już jedną kwietną łąkę miałam, ale okazała się porażką. Zdominowała ją trawa i zielsko. Tym razem zaorany kawałek, odchwaszczony (tak by się chciało, żeby na amen), obsadziłam ostróżkami, mikołajkami, dziewanną z ogrodu, które wysiewają się na potęgę, a żal wyrzucić na kompost, tudzież dzikimi bylinami przytachanymi z okolicy i część od sąsiadki, która to od ubiegłego sezonu prowadzi szkółkę zielska. Od niej dostałam też część nasion. Odwiedzając tutejsze sklepy ogrodnicze nie widziałam nic, co by mi pasowało na moją łąkę. Fajnie jest założyć rabatę opierając się na gatunkach roślin wysiewających się we własnym ogrodzie, z szabru ruin starych siedlisk i tutejszych ugorów. I jak tanio.
Nasiona roślin wysiewałam w tekturowe rolki po szpulach materiałowych i papierze toaletowym, mam nadzieję, że gniazdowy siew pozwoli zapanować nad zielskiem. Zaznaczone w ten sposób wschodzące rośliny nie będą przypadkiem wypielone, będą miały zacisznie, wilgotno i cieplutko, a przecież przymrozki nie odpuszczą tak prędko. Trzymajcie kciuki Kochani, ja już widzę tę moją łąkę w pełni letniego kwitnienia.



Wysadziłam :
z ogrodu :
  • ostróżki
  • dziewanna
  • mikołajek
z ugoru:
  • margerytka
  • wrotycz
  • dzwonek (dziki, skupiony ? - od sąsiadki)
  • chaber biały (od sąsiadki)
  • chaber górski
  • przywrotnik pospolity

wysiałam :
  • kąkol
  • nachyłek
  • nagietek
  • mak polny
  • gorczyca biała
  • kosmos
  • len
  • koper
  • ślazówka
  • czarnuszka
  • koper
  • wilczomlecz
  • nemezja
  • maczek kalifornijski
  • jarzmianka ?
  • facelia błękitna
  • rudbekia ?
  • Klarkia (od sąsiadki)
  • lepnica różowa ?
  • ?
  • latria
  • godecja

Chciałabym jeszcze z czasem dosadzić jakieś rośliny, ale czekam, co wzejdzie. Na liście oczekują : cykoria podróżniczka, dziurawiec, dzwonek, świerzbnica, firletka rozpierzchła (nie wiem czy da radę na takiej miejscówce), żmijowiec i inne. Nie wykluczam powiększenia powierzchni tej łąki. W planie mam jeszcze łąkę przy stawie Yeti, podmokłą, trochę bagienną … planów wiele, gorzej z realizacją.

Nasz Letni Pałac, zwany wiatą, chluba mojego męża, powoli nabiera kształtów; letnia kuchnia będzie z piecem chlebowym, wyspą i ogólnie „bajer na Grójec”. Woda, prąd i odpływ, właśnie układana jest ceglana posadzka. Letni salon z miejscem na ognisko jest ogromny, będą stoły, ławy, duża bujawka, podłoga – klepicho.
Będzie krycie starą dachówką.





Powstają rabaty przy kończonej wiacie.





Zegar słoneczny znalazł w końcu swoją miejscówkę.



Takie widoki już przemijają, ustępują miejsca innym.




Sąsiedzka mirabelka w pełni krasy.




Fiołki powoli odchodzą w cień, po przylaszczkach.


Trochę kadrów z okolicy.








I zdjęcie, które zatytułowałam "Wspólnota Mieszkaniowa Pod Bocianem":


Jeżeli chcecie zrobić szybką kompozycję, to taśma skocz bardzo ułatwi zadanie. Oczywiście w naczyniach woda.




Wianek z foremki do pieczenia ciasta z konstrukcją taśmową.





Ponieważ mam internet i co nieco mogę Wam kochani pokazać, spieszę z tym postem, choć wiele jeszcze jest do zakonotowania.

Wszystkiego dobrego.