jo-landia

Odgruzowujemy je powolutku, głaszczemy każdą cegłę, kamień, z namaszczeniem podchodzimy do nadgryzionej
zębem czasu deski, belki czy okucia.
Nie jest naszym zamiarem stworzenie skansenu, ale marzymy o stworzeniu własnego, niepowtarzalnego miejsca,
gdzie chętnie będzie wpadać nasza dzieciarnia z wnukami, nasi przyjaciele.
Gdzie przydomowy warzywniak roztaczać będzie zapach ziół i kopru, gdzie dzieciaki będą mogły biegać na bosaka
(a uwielbiają !) i zrywać owoce prosto z sadu;
gdzie wiejski ogród będzie przypominał moje dzieciństwo z Podlasia, w którym nie zabraknie malwy, niezapominajki,
smagliczki, floksów, goździków brodatych, etc.
Będę zbierała grzyby, robiła przetwory, nalewki, ... a w międzyczasie dekoracje ślubno-weselne, bo bez tego jednak
nie potrafiłabym żyć.

sobota, 8 marca 2014

Stara chata - salon biały w drugiej odsłonie



.
Tadam ! Nareszcie! Oto krwawica ostatnich tygodni. Salon Biały w nowej odsłonie.

Niby wiele się nie zmieniło, a jednak. Nowy strop, nowe tynki, nowe żeliwne dodatki do rozbielonego wnętrza. Żeliwo autentyczne i sfingowane.
Na początku pomieszkiwania w chacie stanął piec Celineczka (od nazwiska byłej właścicielki) w brązie z żeliwnymi drzwiczkami, o żeliwnej konstrukcji ramowej, no to, żeby pasował do bieli, podrasowałam drewniany karnisz, metalowe kinkiety, mosiężną lampę nad stół i
 świecznik, a nawet ceramiczny wazon, na żelastwo, bo jakoś pasuje mi do wiejskiej chaty
Kolor ścian - ciepła tonacja szarego, dorabiała sąsiadka  robiąc paletę na ścianie, odcieni było kilkanaście. Bingo! Szary wosk jest wtarty w belki, listwy przypodłogowe, z dodatkiem szarości jest stół służący za toaletkę, lustro, krzesło przy toaletce, szafa.

Podłoga pozostała z płyty OSB, przeszlifowana, rozbielona i polakierowana. Lubię ją, teraz jest gładka, bez zadziorów, z lekkim połyskiem świeżości.

Szafa - tydzień wyjęty z życia mego i sąsiadki. Diabeł nas podkusił by ją ruszyć, bo okazała się totalną rzeźnią, stała, dopóki nie poodbijałyśmy sklejki, a była wewnątrz szafy, na zewnątrz, nawet półki obite sklejką, masakra. Hektolitry pyłu próchniczego, z czego spora część w płucach. Ale dumne jesteśmy, że się nie poddałyśmy. A ślady po kornikach, to niczym wisienka na torcie.

Stół jako toaletka wywędrował z Domku Ogrodnika, gdzie stanął na chwilę i był do tej pory; ubolewam, bo bardzo mi pasował ... Dawno temu odrestaurowała go sąsiadka, mąż dostał go w prezencie, totalną ruinę. Krzesło dokupione i przemalowane, lustro też, kinkiety nowe stuningowane. Pudełka znane Wam, uszyłam poduchy ze swetrów, worków jutowych z aplikacjami i przybornik w ramie okiennej.

Drzwi do Białego oskrobane i pomalowane w dawnym zrywie, w dwa dni były gotowe, dziękuję Bogu za natchnienie, sąsiadce za mobilizację i pomoc. I mężowi, bo dzielnie współuczestniczył w ich renowacji.

Emilka i Lilka (te, co nie boją się wilka) - z obrazu sąsiadki, dostały nowe sukienki, bo z czerwonych wyrosły.

Dużo zdjęć, bo nie jestem w stanie wybrać tych najwłaściwszych, one zresztą lepiej zaprezentują wnętrze niż moja pisanina.







































Tak wyglądał stół:



A tu historia szafy:

i po co było ruszać?


bez wódki nie rozbieriosz ...








Dzisiaj cudna pogoda, wiosna pełną buzią. Jeszcze nie miałam kiedy grabi wziąć do rąk, a w kolejce Brązowy Salon, łazienka, jadalnia, sień, kuchnia - w starej chacie. Zima dla mnie za krótka. Jutro oddycham świeżym powietrzem, co oznacza robotę w ogrodzie ... i to z miłą chęcią. Od poniedziałku fachowcy będą działać ... i ja z sąsiadką przy meblach do Salonu Brązowego.

Mam nadzieję, że nie zanudziłam, szczególnie zdjęciami, ale dumne z sąsiadką jesteśmy z Białego Salonu - bardzo, bardzo  (taka jestem skromniutka).

Salon Biały w pierwszej odsłonie 2011 r.

Buziaki dla Was naprawdę wiosenne.
jolanda

PS. Dziękuję za troskę, że się martwiliście, jak milczałam.
Za zainteresowanie moim problemem ze spamem, póki co jest OK.
Przepraszam, że rzadko odwiedzam Wasze blogi, że rzadko komentuję. Remont chaty to teraz priorytet.