jo-landia

Odgruzowujemy je powolutku, głaszczemy każdą cegłę, kamień, z namaszczeniem podchodzimy do nadgryzionej
zębem czasu deski, belki czy okucia.
Nie jest naszym zamiarem stworzenie skansenu, ale marzymy o stworzeniu własnego, niepowtarzalnego miejsca,
gdzie chętnie będzie wpadać nasza dzieciarnia z wnukami, nasi przyjaciele.
Gdzie przydomowy warzywniak roztaczać będzie zapach ziół i kopru, gdzie dzieciaki będą mogły biegać na bosaka
(a uwielbiają !) i zrywać owoce prosto z sadu;
gdzie wiejski ogród będzie przypominał moje dzieciństwo z Podlasia, w którym nie zabraknie malwy, niezapominajki,
smagliczki, floksów, goździków brodatych, etc.
Będę zbierała grzyby, robiła przetwory, nalewki, ... a w międzyczasie dekoracje ślubno-weselne, bo bez tego jednak
nie potrafiłabym żyć.

sobota, 25 lutego 2017

Łąka kwietna w lutym i przedwiośnie

Moja mazurska łąka cieszy nawet teraz, choć wiadomo, że z utęsknieniem wyglądam wiosny.
Łąka, ta prawdziwa, zalana, bo nasz dziki Czarny Staw powiększył się kilkakrotnie. Linię brzegową wyznaczają drzewa, a na chwilę obecną drzewa są hen, hen.
Kocham te mazurskie krajobrazy; nie muszę ruszać się z siedliska, by podziwiać coraz to nowe ich oblicze.

Przebiśniegi wychylają się w mocno zaciśniętych jeszcze pąkach, poza tym cisza. No może nie do końca, bo zaczęły się drzeć żurawie. Koniec ciszy absolutnej, która panowała zimą. Niech się drą, chcę wiosny !!








Niestety pogoda nie rozpieszcza. Śniegi puściły, ale wieje arktyczny wiatr, zacina deszcz, a słońca na lekarstwo. Trudno fotografuje się krążącą wokół rzepaku za miedzą zwierzynę.

łosie się właśnie zorientowały i uciekają w las

Później z lasu wyszły sarenki

zdążają na wypas z rzepaku
No i lutowa łąka. Jeszcze cieszy w takiej formie. Ciekawość zżera co będzie się działo z nią dalej, co się samo wysieje, jak nad nią zapanuję, by jedne rośliny nie zdominowały drugich. Co przetrwało?
Kłębi się mnóstwo wątpliwości.

chaber górski

nagietek lekarski

krwawnik

dziewanna

czarnuszka

latria

szałwia powabna

mikołajek

ogólny miszmasz łąkowy

łąkowy mix
Tak patrzę na te wklejone zdjęcia ... mało wiosenny ten post.
Ale mam nadzieję, że następny to będzie kolorowy zawrót głowy.

Na przypieczętowanie - całkiem zimowe serducho.


Wszystkiego dobrego.

PS. Dawno nie było zdjęcia Dody, która generalnie jest warszawianką, ale też lubi wyjeżdżać na Mazury.


 

czwartek, 23 lutego 2017

Wigilia Tłustego Czwartku



Co kilka dni piekę coś słodkiego ... Niech już nadejdzie ta wiosna, bo w drzwi się nie zmieszczę.
Dobra babcia, dobra mamcia, dla wnuczków, dla dzieci, dla męża, dla sąsiadów, znajomych, ale sama chętnie sięga po te łakocie, niestety.
Dzisiaj tort Pavlova, bo wcześniej wykorzystane żółtka do tiramisu, które uwielbia wnuk, który z nami spędza ferie na Mazurach. Owoce z Biedry ( truskawki i maliny, pochodzenie - Hiszpania, no comments, puszka brzoskwiń). Było pysznie. Świat nabrał słonecznych kolorów, radośnie o pracach wiosennych z sąsiadami przy torcie prawiliśmy, tryskaliśmy humorem, choć za oknem deszczowo i szaro-buro. Resztki śniegu płyną z pól, błoto straszne, grzęsko na naszych drogach dojazdowych, Czarny Staw rozlał się  w wielkie jezioro, aura nie sprzyja wycieczkom w plener, a chętnie z wnukiem byśmy pofocili.
Taki deser poprawia samopoczucie bez dwóch zdań. Też tak macie?


Pavlovą robię z przepisu Werandy Country:


Wiem, jak ważne jest pieczenie i suszenie. Najlepiej udaje mi się w piekarniku starej kuchenki Amika, jaką mamy na mazurskim siedlisku. Piekę z termoobiegiem. Na kratce rusztu, wsuniętej w połowie wysokości piekarnika, kładę bezpośrednio papier z bezą, bez żadnej foremki.

Sztandarowym ciastem jest napoleonka. Uwielbiają ją wnuki, uwielbia mój mąż, synowe, synowie i inni też, uwielbiam i ja. Ciasto nieskomplikowane, szybkie i tanie.
Dopisałam modyfikację kremu w ubiegłorocznym przepisie, który był na blogu.

Ta w wersji walentynkowej:



Z utęsknieniem czekamy na Panią Wiosenkę.


Już coś drgnęło:


Choć tydzień temu było bardziej zimowo niż wiosennie.







I w lesie:




Zdjęcia mojego 11-letniego wnuka, którego chciałam zainteresować przyrodą i od razu chwycił bakcyla - zdjęcia robione z automatu, ale przyznać musicie, że ma chłopak oko. Ptaki robił przez okno, ja kręciłam się po domku, ale plenerowe robił sam na sam i z sarnami, zmrożoną siatką i w drodze po zakupy z dziadkiem. Niestety pogoda teraz nie dopisuje.
























I nasze wierzby przy wjeździe na siedlisko okiem małego fotografa:


Do kolejnego razu Kochani.