jo-landia

Odgruzowujemy je powolutku, głaszczemy każdą cegłę, kamień, z namaszczeniem podchodzimy do nadgryzionej
zębem czasu deski, belki czy okucia.
Nie jest naszym zamiarem stworzenie skansenu, ale marzymy o stworzeniu własnego, niepowtarzalnego miejsca,
gdzie chętnie będzie wpadać nasza dzieciarnia z wnukami, nasi przyjaciele.
Gdzie przydomowy warzywniak roztaczać będzie zapach ziół i kopru, gdzie dzieciaki będą mogły biegać na bosaka
(a uwielbiają !) i zrywać owoce prosto z sadu;
gdzie wiejski ogród będzie przypominał moje dzieciństwo z Podlasia, w którym nie zabraknie malwy, niezapominajki,
smagliczki, floksów, goździków brodatych, etc.
Będę zbierała grzyby, robiła przetwory, nalewki, ... a w międzyczasie dekoracje ślubno-weselne, bo bez tego jednak
nie potrafiłabym żyć.

czwartek, 22 listopada 2012

Newsy ze starej chaty for my husband

Tak na szybko, stara chata w końcu ZAMYKA SIĘ, nie straszy czarnymi otworami, drzwi oprawione (tak wyglądały wcześniej) i okno łazienkowe też. Ściany ceglane w łazience się fugują, łatają, wyglądają b. ciekawie.













Tymczasem tyle i tak zdjęcia robiłam po 15.00, już szarawo było i cały dzień mżyło.
Ciepłe pozdrowienia
jolanda

czwartek, 15 listopada 2012

Słoiki i słoiki, imponderabilia

O duperelach będzie, takie mnie cieszą w te szare listopadowe dni. Jak ktoś lubi konkrety, niech se daruje tego posta.

Stare słoiki dostałam w prezencie od tutejszej sąsiadki, ściągali je ze strychu walącej się chaty śmiałkowie, ja tylko kibicowałam, bo miałam obawy, że wyląduję na parterze przez którąś z dziur w stropie.

Są cudne, nie wybrzydzałam, brałam co dają. Kolekcja truskawkowa, monopolowa, inne i jakie ciekawe pokrywki!


 

 Bawię się nimi, przestawiam, ustawiam, aranżuję z kwiatami, z różnymi produktami, raz są lampionami, innym razem eksponuję w nich jesienne klonowe liście. Zapewne wylądują w kredensie (lub na kredensie), który może kiedyś będzie, póki co mam je na oku by nieustannie na nie zerkać.


 

 Czy wiecie KOGO nazywa się słoikiem? Słowo daję nie znałam tego określenia, choć podobno moi synowie już nazywają tak mojego męża, a swojego ojca (no cóż, siedzę na Mazurach to nie słyszę), on z kolei zna to z radia CB, a że głównie wyjeżdża ze stolicy w piątki, to nasłucha się różnych epitetów pod adresem słoików, którzy są głównym powodem korków na wyjazdach z wawki. Opowiadał mi to dzisiaj, jakoby to jego nie dotyczyło.

Niby małżonek urodzony warszawiak, ale faktem jest, że wozi te słoiki co tydzień, ja  nie nadążam wprost z produkcją. No to jest tym słoikiem czy nie jest?

Trochę poczytałam na ten temat w necie, bo aż mi wstyd było żem taka dyletantka.

Dla chcących zasięgnąć trochę wiedzy na ten temat klik klik.

Oto na dowód, że chyba moja połówka to jednak słoik, wywoził w zeszłym tygodniu zestaw słoików w bardziej eleganckim wydaniu:




Wianek, który już się mocno zasuszył, ale u mnie jeszcze jesiennie, choć widzę, że na innych blogach świątecznie; do świątecznego nastroju to jeszcze daleka droga, jeszcze nie wszystkie prace ogrodowe mam za sobą, a przetwory dalej na tapecie (solone warzywa dorabiam, paprykę marynowaną i buraki czekają w kolejce).



I jeszcze nostalgiczny, retro, który poczyniłam dla szczególnej jubilatki.








Tymczasem tyle o imponderabiliach, które mnie uszczęśliwiają, następny post powinnam zamieścić z konkretami, bo w starej chacie dzieje się, oj, dzieje, póki co destruktywnie, ale z nadzieją na konstruktywne efekty.

Patrzę przez okienko - tak pusto na zewnątrz. Jesionu nie ma, murek goły, w tle bezlistne brzozy - smętnie.
Za to w domku wesoło trzaska ogień w kozie i dokazują Wirus i Bakteria, nasze nowe kotki klony, nie rozróżniamy ich narazie. Deyny nie ma już chyba miesiąc, zniknęła, Kazikowi smutno było, teraz ma towarzystwo maluchów, zapyzialce, ale zadbamy o nie. Spójrzcie jak pasują do siebie, ha, ha.


Miłego weekendu
jolanda

poniedziałek, 5 listopada 2012

Jeszcze październik

Październik szybko minął, za szybko, ale może dobrze?

W starej chacie remont trwa - zdjęcia później, bo jakoś nie zrobiłam.

Ogród jeszcze nie uporządkowany, poza warzywniakiem, który właśnie dziś orał mąż, ale nie widziałam, zajęłam się obiadem i nie wiadomo kiedy ciemności nastały. Robiłam "szczury", tak je nazywamy w rodzinie, wiem, wiem, że bardzo nieładnie ... ale są przepyszne. Ciasto na kluski śląskie, nadzienie z mięsa rosołowego (+ warzywa z kapustką włoską) z przysmażoną cebulką. Kluchy - szczury są ogromne, płaskie, okraszone również przysmażoną cebulką. Zawsze gotuję jak dla pułku. Dla najmłodszej synowej śląskie bez nadzienia, bo mama karmiąca i nie je kapusty, cebuli.

Ogród warzywny powiększamy, no cóż, uczymy się uprawy ziemi i jakoś ciągle za mało wszystkiego.

Dyń też mogłoby być więcej, bo chętnych na nią było. Cukinia i dynia  to moje tegoroczne odkrycie.
Zrobiłam z tego warzywa b. dużo przetworów, zupa krem z dyni to jesienny hicior (wg przepisu Anety Kręglickiej). Ostatnio dwa razy w tygodniu w jadłospisie.

Śladami Maszki powstało solone warzywko własnej produkcji z własnych warzyw - marchew, pietruszka, seler, por, cebula, papryka, kapusta włoska, natka selera i pietruszki. Dla mamy maluszka bez papryki, cebuli i kapusty, rzecz jasna. Jedyna tajemnica to 20 dkg soli (najlepiej morskiej) na każdy kg jarzyn.
Jest wspaniałe do wszystkich gotowanych potraw.





Czy dacie wiarę, że syrop z czarnego bzu zrobiłam 16 października?  Z wrześniowego zbioru miałam 70 dkg, bo nie trafiłam w czasie. Piękny, dorodny krzak był przy wierzbach, nad stawem przy wjeździe, ale ... w jednym z pni miały gniazdo szerszenie i skutecznie mnie odstraszały. Aż pewnego zimnego popołudnia, jakoś niemrawo się ruszały, za to ja dostałam spida i do kosza trafiło 3,20 kg tego leczniczego owocu. Nawet były gałązki z zielonymi owocami, oczywiście tylko pozują do zdjęcia.
Gniazdo szerszeni  zlikwidowane.



Jeszcze suszyły się zioła, część aromatów już uwięzionych w słojach.








Karczochy już uschły, ale prezentowały się wspaniale, nieprawdaż?


I podgrzybek wyrastający z szyszki, który z żalem wyląduje w wigilijnym barszczu:


Westchnienie tęskne za letnią świeżą lawendą:





Kobea dała mi tego lata i jesienią wiele radości, rosła bardzo bujnie, wspaniale zdobiła ceglany mur, miała mnóstwo kwiatów, duża część pąków nie zdążyła zakwitnąć, bo  właśnie ją zmroziło. Wielką niespodzianką okazały się jej nasienniki, które wyglądają jak duże żołędzie, bardzo dekoracyjne, oczywiście wykorzystałam je do wianków na Wszystkich Świętych. Jeśli kogoś interesują aranżacje kwiatowe wianków klik






Musieliśmy wyciąć jesion przy murze, w zeszłym roku szukaliśmy pomocy by go ratować, teraz zagrażał już bezpieczeństwu nie tylko zabudowaniom. Szkoda wielka i wielką pustką bije po oczach z tego miejsca.







Nowy inwentarz żywy gospodarstwa - mandarynki:



To by było na tyle październikowych nowinek.
Z nadzieję na rychłe spotkanie
jolanda