jo-landia

Odgruzowujemy je powolutku, głaszczemy każdą cegłę, kamień, z namaszczeniem podchodzimy do nadgryzionej
zębem czasu deski, belki czy okucia.
Nie jest naszym zamiarem stworzenie skansenu, ale marzymy o stworzeniu własnego, niepowtarzalnego miejsca,
gdzie chętnie będzie wpadać nasza dzieciarnia z wnukami, nasi przyjaciele.
Gdzie przydomowy warzywniak roztaczać będzie zapach ziół i kopru, gdzie dzieciaki będą mogły biegać na bosaka
(a uwielbiają !) i zrywać owoce prosto z sadu;
gdzie wiejski ogród będzie przypominał moje dzieciństwo z Podlasia, w którym nie zabraknie malwy, niezapominajki,
smagliczki, floksów, goździków brodatych, etc.
Będę zbierała grzyby, robiła przetwory, nalewki, ... a w międzyczasie dekoracje ślubno-weselne, bo bez tego jednak
nie potrafiłabym żyć.

wtorek, 19 kwietnia 2011

Wesołych świąt !

 Znaleziska w naszym gospodarstwie, jak do tej pory, nie są specjalnie owocne. Niemniej wszystkie wykopaliska skrzętnie zbieramy, jako historyczne.
złom

zaaranżowany kalosz

kalosz w zbliżeniu

skrzyneczka

skrzyneczka cd.

kafel

odkopany bruk

odkopany bruk cd.

Jak widać nie jest najgorzej z tymi wykopaliskami. Kafel sztuk jedna, widać wcześniej co możliwe zostało rozgrabione.

Na powyższej kupie złomu znalazłam mały element siedziska (?) - sprężyny. To jedyna rzecz, jaką zabrałam do domu. I tak oto powstała świąteczna dekoracja, która zapewne zdobiłaby wielkanocny stół  w naszym małym domku ogrodnika, ale na to jeszcze trzeba poczekać.












Wesołych, zdrowych, rodzinnych i słonecznych świąt Wielkiej Nocy oraz obfitego dyngusa !


czwartek, 14 kwietnia 2011

Mazurskie siedlisko

Może dlatego mąż przystał na nazwę Jo-landia ... Siedlisko ujrzeliśmy w rocznicę ślubu, urzędową, bo kościelna była za dwa dni.

Zaśnieżone pola, łąki, drzewa i dachy zabudowań. Cisza absolutna. Chłonęliśmy widoki w milczeniu. Piękna, wielka stodoła, uroczy mały domek, mur kamienno-ceglany jako pozostałość po oborze, dom w stanie katastrofalnym, ale klimatyczny, okna zabite dechami, rozkopana kuchnia (podobno jest podciągnięta woda), poddasze z dużą wędzarnią, południowa ściana niebezpiecznie spękana. Oboje odrzuciliśmy myśl o ew. wyburzeniu domu, może uda się go jednak uratować, poczuliśmy niesamowitą jego aurę.

Wiedzieliśmy, że to nasze miejsce.  Miłość od pierwszego wejrzenia.

Wierzby strażniczki przy wjeździe

Widok od łąki

Wjazd na podwórze
Stodoła
Stodoła od wjazdu
Wielka lipa przy "domku ogrodnika"
Mur

Mur

Sarenki

Lis


Wiele już się zmieniło, postaram się uzupełnić zaległości w kolejnych postach.
Jesteśmy już prawnymi właścicielami siedliska.
Krążymy między Warszawą a Mazurami co week-end, ale gnamy tam na skrzydłach.

Prawdziwie wiosennego słońca życzę.


piątek, 8 kwietnia 2011

Witam serdecznie

Kilka słów

Mieszkam w "zielonej" Warszawie w domu pokoleniowym, pełnym wspomnień i pozytywnej energii. Odkąd pamiętam, był to dom otwarty i taki jest do dziś. Gwarno od dzieci i młodzieży, niemniej jest gdzie uciec, jeśli jest potrzeba wyciszenia.
Lubimy z mężem podróże, ostatnio trochę żeglujemy po ciepłych wodach, zimą, przynajmniej dwukrotnie, wyjeżdżamy na narty. Nie dążyliśmy do posiadania działki, bo nie chcieliśmy się wiązać z jednym miejscem. Co prawda mała odskocznia zawsze była, bo w niedalekiej odległości od Warszawy, nad uroczą rzeczką, przy lesie, mój teść czekał z otwartymi ramionami i gościną.
Kochał ten kawałek ziemi, namiętnie ją uprawiał.
Wielokrotnie, kiedy synowie byli mali, wyjeżdżaliśmy na wakacje do mojego ojca, na Mazury, w okolice Mrągowa.
Dawno zapomniana miłość do krainy jezior obudziła się w nas całkiem niespodziewanie, przypadkiem ... i to pewnego lutowego dnia ...