jo-landia

Odgruzowujemy je powolutku, głaszczemy każdą cegłę, kamień, z namaszczeniem podchodzimy do nadgryzionej
zębem czasu deski, belki czy okucia.
Nie jest naszym zamiarem stworzenie skansenu, ale marzymy o stworzeniu własnego, niepowtarzalnego miejsca,
gdzie chętnie będzie wpadać nasza dzieciarnia z wnukami, nasi przyjaciele.
Gdzie przydomowy warzywniak roztaczać będzie zapach ziół i kopru, gdzie dzieciaki będą mogły biegać na bosaka
(a uwielbiają !) i zrywać owoce prosto z sadu;
gdzie wiejski ogród będzie przypominał moje dzieciństwo z Podlasia, w którym nie zabraknie malwy, niezapominajki,
smagliczki, floksów, goździków brodatych, etc.
Będę zbierała grzyby, robiła przetwory, nalewki, ... a w międzyczasie dekoracje ślubno-weselne, bo bez tego jednak
nie potrafiłabym żyć.

wtorek, 25 lutego 2014

Koniec ciszy



Dzień dobry.
Żurawie drą się od rana, w naszej najbliższej okolicy są gdzieś od tygodnia. Tak, tak, będzie wiosna niebawem. Na Mazurach tylko zima jest absolutnie cicha, ale już cicho nie będzie. I dobrze.
No i ja przełamuję wreszcie długie milczenie ...

Wiele się dzieje u nas na siedlisku. Jesienią znacznie powiększony został staw, ten bliżej domostwa, przy wierzbach strażniczkach. Przy okazji robót ziemnych, dla amatorów piłki nożnej wyrównano teren pod boisko piłkarskie, za domkiem ogrodnika; przepchano zwały ziemi, przy okazji, niestety zniwelowano górkę z moimi ukochanymi łubinami, które to same się wysiały, jakby czytały w moich myślach i spełniły pobożne życzenia, pełne zrozumienia dla mojego zapracowania ... Zaorany jest cały teren pod świeżą łąkę.



Remont starej chaty trwa. Powolutku prace posuwają się do przodu. Zmieniono stropy, wzmocniono mury; równanie ścian to karkołomny wyczyn, ale salon Biały jest już gotowy. Ostatnie szlify budowlane i aranżacja wnętrza to zasługa naszej ukochanej sąsiadki. No powiedzmy aranżacja wspólna. Do białego wprowadziłyśmy elementy żeliwne. Ponieważ dominuje w nim Celinka, czyli piec kaflowy, brązowy, w żeliwnym obramowaniu w postaci kątowników, dodałyśmy, dla jego towarzystwa, kilka elementów dekoracyjnych właśnie żeliwnych, prawdę powiedziawszy pseudo żeliwnych. A zaczęło się to od puszek po mleku dla niemowląt, to żeliwienie.
Na święta Bożego Narodzenia były oklejane materiałem tekstylnym z ozdobami z masy solnej, na pierniczki. Klejenie na wikol.

 


 
 
 
Puszek wyprodukowałam coś koło trzydziestu, bo na produkty sypkie w kuchni, jak znalazł, ale i na inne przydasie fajna rzecz. Część powędrowała do moich snowych, na święta z ciasteczkami, a że się spodobały, dorabiałam później jako pojemniki kuchenne. Przy okazji powstał pomysł na puszki żeliwne, a`la stare military.
 
 
 
Efekt zaskakujący, nieprawdaż? No i poszło lawinowo. Stare żeliwo do wiejskiego wystroju, jak znalazł i przełamanie bieli Białego pokoju żeliwem, to było to. Na pierwszy ogień poszła lampa, którą małżonek wygrzebał z czeluści przepastnej stodoły. Nota bene muszę chyba osobnego posta walnąć, bo lampy to jego konik, skupuje je bez umiaru.
Bingo. Lampa z dużym potencjałem. W 100% imituje po przemalowaniu stare żelastwo. Na chwilę obecną już mnie mdli i prześladuje metaliczny posmak ... Siła sugestii.
 

 
 Klamka mosiężna, zbajerowana na żeliwo. Mosiądz genialnie przerabia się na żeliwo, ale i drewno daje radę i plastik, i ceramika (dorabiałam wazon do Białego), ważne jest zmatowienie (papierem ściernym) i farba baza. My z sąsiadką pracujemy na lokalnych farbach Karatt, do drewna i PCV, do drewna i metalu. Są to gęste farby i już pierwsze malowanie przez tapowanie daje wspaniałą fakturę.
 
Nowe kinkiety również przerobiłam na złom.
 
 
I uchwyty do komody z Białego.
 
 
 
 Ba, wczoraj nawet klapę od klopa zmalowałam na żeliwo, bo idealnie wpasowała się w dizajn małej łazienki w domku ogrodnika.
 
 
 Nie rozstaję się ostatnio z maszyną do szycia. Nawet współpracuje ze mną, choć w ub. roku mocno się buntowała. Uszyłam mnóstwo poduszek, wreszcie z worków jutowych, na ławki w dołku biesiadnym, co to kupiłam 3. lata temu na Allegro. Z worka WP uszyłam pokrowiec na fotel, stareńki fotel, ale mały, zgrabny, szalenie wygodny i bardzo potrzebny, choć nie bardzo jest na niego miejsce w moim ukochanym domku ogrodnika. Ale mus, to mus, skoro mąż wieczorami okupuje leżankę, ja nie mogę wiecznie oglądać TV na krzesełku. Mam fotel i piloty pod ręką, i książeczkę, i czasopisma.
 
 
Oczywiście w tapicerowaniu pomogła mi sąsiadka, bo pokłady mojej cierpliwości dobiegły kresu przy szyciu pokrowca.
 
Wiele zmian w domku ogrodnika. Z sąsiedzkiej artystycznej stolarni zawitały w nasze progi mebelki - szafka łazienkowa umywalkowa, regalik na książki i TV, czekam na szafkę przedpokojową. Łazienka zrobiona na tip top, wyszła cudnie, ale o tym innym razem.
 
Na ukończeniu tynki w salonie Brązowym w starej chacie, oj będzie mnóstwo pracy, bo do wyszykowania kilka starych mebli. I kolorystyka nie do końca wybrana.
 
Nie próżnuję, staram się na maksa wykorzystać ten zimowy czas, a wiosna puk, puk i w pole trza będzie ruszać z łopatą i grabiami.

 

TUTORIAL


matowienie

odtłuszczanie, tu zmywacz do paznokci

paleta


farba baza


tapowanie


wyznaczanie szyldziku

woskowanie brzegów szyldziku

malowanie szyldziku


nanoszenie napisu i lakierowanie szyldziku (tu lakier akrylowy)

woskowanie

wosk, którego używam

finalna puszka
 
 
 Baza - farba do metalu i drewna, w moim przypadku Karatt - wodorozcieńczalna farba akrylowa w kolorze oliwki. Akryl czarny i rudawy, bo taki miałam, zmieszałam na palecie, właściwie stale go na tej palecie dorabiałam. Tapowałam (czyli uderzałam pędzlem z góry) tym brązem do wyrzygania, przy czym finalnie na palecie znalazła się jeszcze plama białego akrylu i mieszałam trzy farby, białej ciut i rudej więcej niż czarnej, ale jasny odcień i w miarę powiększania się plamy obrzeża coraz ciemniejsze i tapowanie coraz bardziej suchym pędzlem. To taplanie się w tych farbach i te warstwy nakładane tworzą przy okazji fajną fakturę. Im więcej plam, tym efekt ciekawszy. Mocno nawoskowałam woskiem brązowym do mebli. Woskowanie najlepiej wygląda gdy nakładamy wosk również pędzlem przez tapowanie. Ja to robię w pobliżu pieca (koza), ciepławy wosk i ocieplony przedmiot. Dodatkowo wosk daje fakturę. Poleruję po wyschnięciu miękką szmatką.
 
 
Mam nadzieję, że dość zrozumiale to brzmi. Zachęcam do eksperymentowania. Najlepiej wzorować się na kawałku żelastwa, jakie wpadnie nam w ręce.
 
Buziaki pełne wiosennych promieni słońca
 
jolanda