jo-landia

Odgruzowujemy je powolutku, głaszczemy każdą cegłę, kamień, z namaszczeniem podchodzimy do nadgryzionej
zębem czasu deski, belki czy okucia.
Nie jest naszym zamiarem stworzenie skansenu, ale marzymy o stworzeniu własnego, niepowtarzalnego miejsca,
gdzie chętnie będzie wpadać nasza dzieciarnia z wnukami, nasi przyjaciele.
Gdzie przydomowy warzywniak roztaczać będzie zapach ziół i kopru, gdzie dzieciaki będą mogły biegać na bosaka
(a uwielbiają !) i zrywać owoce prosto z sadu;
gdzie wiejski ogród będzie przypominał moje dzieciństwo z Podlasia, w którym nie zabraknie malwy, niezapominajki,
smagliczki, floksów, goździków brodatych, etc.
Będę zbierała grzyby, robiła przetwory, nalewki, ... a w międzyczasie dekoracje ślubno-weselne, bo bez tego jednak
nie potrafiłabym żyć.

sobota, 11 lutego 2012

Urwanie głowy

Urwanie głowy, dosłownie.
Zakupiłam dziwną partię gliny, sprawia niesamowite kłopoty, ale dopiero przy wysychaniu prac się okazało, że mocno ściąga i figurki pękają ... a mi serce. Nasza Mentorka Instruktorka ma obawy co do wypalania.

Ulepiłam cudnego anioła, który już stracił głowę i skrzydła, nie do uratowania. Bardzo się nad nim napracowałam. Stoi na półce niczym antyczna rzeźba z wykopalisk, na wzór, bo będę chciała takiego anioła zrobić, dla czwartego, jeszcze nie narodzonego wnuczka (już wiadomo).




Dla Egretty chciałam ofiarować gęś, ale ta, którą dla niej wypracowałam, moczy się w kubasku, znikła. Oczywiście zrobię następną bądź ofiaruję z białej szamotówki, która już się wysuszyła i czeka na wypalenie w piecu.



Ciupeńkie ptaszki wyschły idealnie, ale na nich mniej mi zależało.



Dla nastarszego syna, a właściwie synowej, ponieważ urządzają nowy dom (moderna z nowoczesnymi wnętrzami) poczyniłam dość awangardowego ptaka, będzie biały lub stalowy, jeśli i jemu głowa się nie urwie.



To tyle moich utrapień, pomijając fakt, że ten weekend spędzamy w wawce.

Słonecznej i mniej mroźnej soboty i niedzieli  życzę - jolanda


wtorek, 7 lutego 2012

Nie święci garnki lepią ...

Ponad tydzień na mroźnych Mazurach to czas palenia i podtrzymywania ognia w piecu by było ciepło (niby prosta sprawa, ale tego też trzeba się nauczyć - jak, kiedy i co podkładać by ogień grzał, jak go utrzymać by wyjść na kilka godzin etc.), delektowania się zimową scenerią i namiętnym lepieniem z gliny.

To nie Jo-landia, to Finlandia - mawia mój małżonek i ma rację. Siarczysty mróz na szczęście nie był dotkliwy, bo pogoda była bezwietrzna i słoneczna, noce gwiaździste i jasne, a trochę pobiegałam sobie między lepieniem z gliny u sąsiadki a paleniem w piecach w swoim siedlisku. Melodycznie skrzypiał zmrożony śnieg pod butami, nozdrza nieprzyjemnie sklejały się od mrozu przy każdym wdechu, zwalniałam kroku bo brakowało mi tchu (skąd ten pośpiech?) a ścieżka na skróty przez pola była niczym biegun polarny, po kilku dniach było łatwiej, bo się udeptała. Stara puchowa kurtka (pies ganiał alergię, na powietrzu pierze mnie jakoś nie uczula), barchanowe bazarowe spodnie, buty "po nartach" (te jakieś markowe, dawny prezent od małżonka, teraz takich by nie kupił, priorytety się zmieniły) ... pod tym wiadomo - cebulka, na koszulki, golfiki jakiś sweterek wełniany (też uczula, ale za to cieplutki - w mieszkaniu staram się go zrzucić), ciepłe skarpety, rękawiczki, getry - i zima nie straszna. Na wsi wszystko inaczej wygląda, ja też.

3 lutego minął rok, jak oglądaliśmy siedlisko. Ta rocznica okazała się ważniejsza niż nasza 35. rocznica ślubu, a może to taki wspaniały prezent na tę okoliczność?

Mizianie przez zachodzące słoneczko okolicznych pagórków - powiedzonko sąsiadki:







Niebywałe rzeżby roślinne stworzył mróz na sadzawce:











W domku ogrodnika stolarz przymiarza nowe schody, które wkrótce zamienią naszą starą drabinę:



Rzeźby z gliny to dzieła trzech zapalonych dziewcząt, niestety nie było naszej mentorki instruktorki artystki, która wcześniej nadzorowała nasze poczynania, podpowiadała, pomagała. Co powie?
Pracowałyśmy na trzech rodzajach gliny, część zdjęć z wyrobami świeżymi, jeszcze nie wysuszonymi. Po wypaleniu część zapewne pomalujemy, choć mi osobiście b. podobają się takie surowe - jedne białe, drugie mają być koloru wypalonej gliny, trzecie cegły szamotowej.

Baranki:


Irokez

Irokez








Alpaka, a może lama?



Ptactwo:
















Moherowe berety:







Damesy:









Zabawa z gliną była przednia i myślę, że to nie koniec.

Serdeczności ślę dla tych, co wytrwali do końca - jo-landa