jo-landia

Odgruzowujemy je powolutku, głaszczemy każdą cegłę, kamień, z namaszczeniem podchodzimy do nadgryzionej
zębem czasu deski, belki czy okucia.
Nie jest naszym zamiarem stworzenie skansenu, ale marzymy o stworzeniu własnego, niepowtarzalnego miejsca,
gdzie chętnie będzie wpadać nasza dzieciarnia z wnukami, nasi przyjaciele.
Gdzie przydomowy warzywniak roztaczać będzie zapach ziół i kopru, gdzie dzieciaki będą mogły biegać na bosaka
(a uwielbiają !) i zrywać owoce prosto z sadu;
gdzie wiejski ogród będzie przypominał moje dzieciństwo z Podlasia, w którym nie zabraknie malwy, niezapominajki,
smagliczki, floksów, goździków brodatych, etc.
Będę zbierała grzyby, robiła przetwory, nalewki, ... a w międzyczasie dekoracje ślubno-weselne, bo bez tego jednak
nie potrafiłabym żyć.

niedziela, 7 kwietnia 2019

Nad stawem Yeti - lato 2018

Prace w ogrodzie dają w kość, zmęczona jestem tą orką, ale chciałabym jednak uzupełnić luki na blogu, a wieczorem oczy zamykają się same.

Powoli zagospodarowuję linię brzegową nad stawem. Roślinność dzika przywędrowała sama, no i super, ale chciałabym żeby było bardziej kolorowo, trochę kwiatów ogrodowych. Zaczęło się od przygarnięcia roślin, które sąsiedzi wykopywali, bo się rozrosły, wysiały w nadmiarze i chcieli je wywalić na kompost. Wszystko znalazło miejsce na rabacie nad stawem. 

Nie będę tu się rozpisywać, że trzeba było usunąć darń, przygotować jakoś grunt (gleba ilasta trudna w uprawie), zielsko i tak zaginało ostro, a czasu na pielenie brak; ścieżka nadbrzeżna zarastająca bezlitośnie - rumian ok, dziki rzepak ok, ale wszystkiego za dużo, trawska przeróżniaste i zielicho trudne do okiełznania.

Ścieżki nie ma sensu utwardzać, bo teren grzęski wiosną szczególnie i po sowitych opadach, ziemia połknie kamienie; łatwiej przegracować ten teren raz na jakiś czas, a kambulce pozarastają trawą i chwastami ino mig i byłby problem z pieleniem.

Dosiałam jakieś kwiaty jednoroczne, poprzesadzałam te, które u mnie się wysiały zanadto na innych rabatach. Przywędrowała z okolicy krwawnica i rozsiała się wokół, widocznie jej pasuje miejscówka. Roślinność naturalistyczna dzika wymieszana z rabatową dała niesamowicie piękny efekt. Ale zapanować nad tą mieszanką nie jest łatwo.

Aktualnie przedłużam tę rabatę, do końca brzegu jeszcze niestety daleko, ale krok po kroczku, metr za metrem, może uda się.
























Kosmosy przenosiłam z warzywnika, bo mi bruździły, mikołajek wysiewa się jak oszalały - nad staw, podobnie ostróżka, wiązówka błotna znad naszego dzikiego stawu itd. Kupiłam tylko kilka traw, także rabata bardzo ekonomiczna, koszty to praca, praca, praca.

Kochani zmykam.
Dobranoc 

piątek, 5 kwietnia 2019

Nasz chleb powszedni


Chleb na zakwasie piekę od kilku miesięcy. Parę dni i zakwas był gotowy do pierwszego wypieku chleba. Nie było to wcale takie trudne.
Fenomen chleba - trzy składniki - mąka, woda, sól i mnóstwo możliwości. Póki co wypiekam w piekarniku elektrycznym, ale czeka mnie próba w piecu chlebowym w letniej kuchni. 
Piekliśmy ubiegłego lata ziołowy drożdżowy chlebek w piecu chlebowym i pizzę, jestem dobrej myśli, że ten też się uda.
Na wstępie był szał na pieczywo z ziarnami przeróżnymi, otrębami, płatkami owsianymi, czarnuszką, sezamem itd. Z mąk mieszanych, gryczanej, żytniej, orkiszowej, pszennej razowej.Teraz przyszedł czas na zwykły prosty chleb ew. z miodem. Wszystkie na zakwasie żytnim, nie robiłam jeszcze zakwasu pszennego, ale wszystko przede mną.

Zapach domowego chleba i jego smak ... to niebywałe, ile radości może dać coś tak prostego i powszedniego.











W ub. roku wiosną piekłam kilka razy chleb na drożdżach - od tego się zaczęła moja przygoda z pieczeniem chleba.


Bardzo smaczny, ale prawdziwy chleb, to chleb na zakwasie. No i udało się !!!
Wczoraj po raz pierwszy upiekłam chleb z żytniej mąki, co jest jednak wyzwaniem, bo w necie najwięcej przepisów na chleb z mąki mieszanej. Mąka żytnia typ 720. Bardzo, bardzo smaczny, wilgotny, ale lekko zakalcowaty, odrobinę. I tu zawinić mogło wiele okoliczności, bo generalnie każdy chleb nie jest pracochłonny, ale czasochłonny, a ja z kilku powodów musiałam przyspieszyć. Może dlatego? Będę próbować jednak jeszcze raz.  Bo z chlebem trzeba czule, on wymaga przede wszystkim CIERPLIWOŚCI, a mi się spieszyło.

Jakie to gotowanie i pieczenie jest teraz łatwe - odpalasz net i masz wszystko podane na tacy.
Jednak nie tak do końca, ale jest to wielkie ułatwienie.
Podaję kilka linków z których korzystałam, bo nie ma sensu żebym pretendowała na
prowadzącą bloga kulinarnego, bo inny jest zamysł co do mojego bloga.

Uwielbiam wszystkie przepisy Magdy i pierwsze kroki stawiałam ściśle wg jej wytycznych.

https://www.youtube.com/watch?v=IdATjqMPPjQ

oraz inne

http://przepisnachleb.pl/

http://www.moja-piekarnia.pl/2008/07/08/przygotowanie-zaczynu-na-kolejny-chleb/

Na chwilę obecną nie muszę ściśle się trzymać przepisu, bo mam już wprawę.
Przekonałam się też do garnków rzymskich, które niestety trzeba moczyć w zimnej wodzie i wyrośnięty chleb wkładamy do zimnego piekarnika, a nie do mocno nagrzanego.

Kilka razy zdarzyło mi się upiec pieczywo chrupkie bez mąki, z samych płatków i ziaren. Genialne. Ale o tym innym razem.

Kochani to chyba tyle w temacie chleba.

Wiosna w pełni, każdy metr ziemi woła o pielęgnację po zimie, jest wiele prac tradycyjnie wiosennych, a jeszcze chciałoby się coś zmienić; przychodzą ciepłe dni i człek dostaje jakiegoś szmergla, energia go rozsadza, myślowo, gorzej z realizacją tych fantazji.
Po całym dniu kopania, pielenia, przesadzania, nagrodziłam siebie takim pierwszym wiosennym bukiecikiem - mini, mini, bo i kwiatki w nim ciupeńkie. Późnym wieczorem ganiałam po siedlisku zrywając ten drobiazg, a widok gotowego bukieciku pozwolił zapomnieć o trudach dnia. Mały słodziak a radość ogromna.

Wszystkiego dobrego na weekend.