jo-landia

Odgruzowujemy je powolutku, głaszczemy każdą cegłę, kamień, z namaszczeniem podchodzimy do nadgryzionej
zębem czasu deski, belki czy okucia.
Nie jest naszym zamiarem stworzenie skansenu, ale marzymy o stworzeniu własnego, niepowtarzalnego miejsca,
gdzie chętnie będzie wpadać nasza dzieciarnia z wnukami, nasi przyjaciele.
Gdzie przydomowy warzywniak roztaczać będzie zapach ziół i kopru, gdzie dzieciaki będą mogły biegać na bosaka
(a uwielbiają !) i zrywać owoce prosto z sadu;
gdzie wiejski ogród będzie przypominał moje dzieciństwo z Podlasia, w którym nie zabraknie malwy, niezapominajki,
smagliczki, floksów, goździków brodatych, etc.
Będę zbierała grzyby, robiła przetwory, nalewki, ... a w międzyczasie dekoracje ślubno-weselne, bo bez tego jednak
nie potrafiłabym żyć.

poniedziałek, 28 listopada 2011

Listopadowy sad








W smutnych pejzażach z siedliska (i wiatrzysko nie nastraja radośnie) jest jednak ciepłe wspomnienie lata i marzenie o zielonej wiośnie.
A przed nami pierwsza zima w siedlisku.
Pozdrawiam ciepło - jo-landa

4 komentarze:

  1. Jolu, te pejzaże wcale nie są smutne... odrobinę nostalgiczne, do smutku im daleko... Buziaki! Dominika

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Dominiś, że zaglądasz.
    Pozdrawiam ciepło - j.

    OdpowiedzUsuń
  3. Życzę Ci , aby mazurskie siedlisko , było takie jak sobie wymarzyłaś. Ładne zdjęcia listopadowego sadu zrobiłaś. Dzięki za bardzo miłą wizytę. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Wygląda ślicznie... ale zapewne ciężko jest na początku.
    Pozdrawiam.
    www.eremi.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń