Urwanie głowy, dosłownie.
Zakupiłam dziwną partię gliny, sprawia niesamowite kłopoty, ale dopiero przy wysychaniu prac się okazało, że mocno ściąga i figurki pękają ... a mi serce. Nasza Mentorka Instruktorka ma obawy co do wypalania.
Ulepiłam cudnego anioła, który już stracił głowę i skrzydła, nie do uratowania. Bardzo się nad nim napracowałam. Stoi na półce niczym antyczna rzeźba z wykopalisk, na wzór, bo będę chciała takiego anioła zrobić, dla czwartego, jeszcze nie narodzonego wnuczka (już wiadomo).
Dla Egretty chciałam ofiarować gęś, ale ta, którą dla niej wypracowałam, moczy się w kubasku, znikła. Oczywiście zrobię następną bądź ofiaruję z białej szamotówki, która już się wysuszyła i czeka na wypalenie w piecu.
Ciupeńkie ptaszki wyschły idealnie, ale na nich mniej mi zależało.
Dla nastarszego syna, a właściwie synowej, ponieważ urządzają nowy dom (moderna z nowoczesnymi wnętrzami) poczyniłam dość awangardowego ptaka, będzie biały lub stalowy, jeśli i jemu głowa się nie urwie.
To tyle moich utrapień, pomijając fakt, że ten weekend spędzamy w wawce.
Słonecznej i mniej mroźnej soboty i niedzieli życzę - jolanda
Zakupiłam dziwną partię gliny, sprawia niesamowite kłopoty, ale dopiero przy wysychaniu prac się okazało, że mocno ściąga i figurki pękają ... a mi serce. Nasza Mentorka Instruktorka ma obawy co do wypalania.
Ulepiłam cudnego anioła, który już stracił głowę i skrzydła, nie do uratowania. Bardzo się nad nim napracowałam. Stoi na półce niczym antyczna rzeźba z wykopalisk, na wzór, bo będę chciała takiego anioła zrobić, dla czwartego, jeszcze nie narodzonego wnuczka (już wiadomo).
Dla Egretty chciałam ofiarować gęś, ale ta, którą dla niej wypracowałam, moczy się w kubasku, znikła. Oczywiście zrobię następną bądź ofiaruję z białej szamotówki, która już się wysuszyła i czeka na wypalenie w piecu.
Ciupeńkie ptaszki wyschły idealnie, ale na nich mniej mi zależało.
Dla nastarszego syna, a właściwie synowej, ponieważ urządzają nowy dom (moderna z nowoczesnymi wnętrzami) poczyniłam dość awangardowego ptaka, będzie biały lub stalowy, jeśli i jemu głowa się nie urwie.
To tyle moich utrapień, pomijając fakt, że ten weekend spędzamy w wawce.
Słonecznej i mniej mroźnej soboty i niedzieli życzę - jolanda
ten ostatni, kapitalny! Przypomniałam sobie lepienie z masy solnej:)))
OdpowiedzUsuńJaka farba w sensie rodzaju - go pomalujesz?
Pozdrawiam:)
ten ostatni rewelacyjny, jutro puszczę piec z jednym ptaszkiem z tej gliny na próbę, co by się nie rozpuścił wrzucę do szamotowego kubka z poprzedniego wypału, na dwoje babka wróżyła :)
OdpowiedzUsuńSą piękne. Fajnie byłoby zobaczyć je już gdy je poszkliwisz.
OdpowiedzUsuńJestem własnie na etapie "POCZATKUJĄCA I GLINA"
pozdrawiam
Ami
Ami to też i mój etap.
OdpowiedzUsuńNa pewno coś zechcemy poszkliwić, choć mi podobają się bardzo, bardzo takie surowe.
Ostatni ptak będzie biały albo grafitowy?
Pozdrawiam i ja.
Podobno póki człowiek paru rzeczy nie zepsuje, to się niczego porządnie nie nauczy. Nie najlepiej to wróży moim serkom, niemniej zaryzykuję :)
OdpowiedzUsuńno to się pieką wszystkie z gliny tej z litwy + jeden ptaszek z tej żółtej. jutro się okaże. :)
OdpowiedzUsuńwrobel
Iva - widzę, że zaglądasz do mnie, to miłe, i jakże miło, że ptak Ci się spodobał.
OdpowiedzUsuńEgreciu - mogę być tym testerem, jakoś ufam w Twoje zdolności.
Wróbelku - trzymam kciuki , dryndnę jutro. Bardzo bym chciała, żeby się udało z tą gliną.
Buziaki ślę Wam kochane
około południa będzie bezpiecznie go otwierać by różnica temperatur wsio nie rozwaliła, sama ciekawa jestem jak diabli co się stało w 900 stopniach z tą żółtą gliną :) kupiliśmy szkliwo zielone i turkusowe a polujemy na czerwone jeszcze :)będzie się działo :)
OdpowiedzUsuńwrobel
mam dobre wieści z poniedziałkowego ranka :) żółta glina daje radę na 900 stopni :) ino jeszcze nie rozładowywałam bo wszystko piekielnie gorące. na pewno jakieś straty będą w stylu odpadnięte skrzydełko, no ale jakoś się doklei :)
OdpowiedzUsuńwrobel
Uff, ulżyło mi, dzięki za te wieści.
OdpowiedzUsuńTo nic miłego, tak się napracować, a tu taki pech :-(. Przykro mi. Oglądałam stronki, a właściwie tylko drugą, bo w pierwszej nie mogłam znaleźć strusich pisanek :-). Te co znalazłam były śliczne. Pawi ogon z pewnością jest piękniejszy niż tylko pióra strusia.One jednak też mi się podobają. Pozdrawiam walentynkowo.
OdpowiedzUsuńWszystkie są piękne i właśnie takie surowe podobają mi się najbardziej :-) Coś mi wydaje, że Jolanda nową pasję ma, artystka! Buziaczki
OdpowiedzUsuńDominika
U nas śnieg się topi, wczoraj nawet padał deszcz. Mam nadzieję, że ekologiczne szambo już się odmroziło. Dzięki, że mnie odwiedziłaś.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJa bym nawet po tą wiosnę pojechała, gdybym wiedziała, gdzie jest :-). Pozdrawiam i buziak.
OdpowiedzUsuńSuper i anioł i ptaszki! Zawsze chciałam robić coś z gliny, ale nie mam się gdzie nauczyć a w najbliższej przyszłości nie będę mieć też kiedy się nauczyć. Może gdy cieci do szkoły pójdą...
OdpowiedzUsuńWitam, jak będę miała chwilę to poczytam troszkę Twojego bloga, a na razie chciałam bardzo podziękować, za przemiły wpis u mnie i powiedzieć, że oprócz miłości do wsi mamy jeszcze coś wspólnego - ceramikę (ceramikiem jestem z wykształcenia). Co do pękającej gliny to powiem Ci szczerze, że najbardziej lubię pracować na trudnej glinie, szczególnie z grubym szamotem. Takiej gliny nie można dostać w sklepach dla ceramików, a raczej w kopalniach, ona bardzo mocno pęka i ciężko się ją skleja, ale efekty są bardzo ciekawe, spękania i toporność dodają uroku i nigdy nic mi w piecu nie popękało.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!
Mam nadzieję, ze Finlandii już u Was nie ma :-).Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNie spróbuję nawet, bo widzę, jak to wciąga. Ale ptaszęta śliczne.
OdpowiedzUsuńpiękny blog i świetny tytuł, on mnie tu przyciągnął :) będę zaglądać :)
OdpowiedzUsuń