jo-landia

Odgruzowujemy je powolutku, głaszczemy każdą cegłę, kamień, z namaszczeniem podchodzimy do nadgryzionej
zębem czasu deski, belki czy okucia.
Nie jest naszym zamiarem stworzenie skansenu, ale marzymy o stworzeniu własnego, niepowtarzalnego miejsca,
gdzie chętnie będzie wpadać nasza dzieciarnia z wnukami, nasi przyjaciele.
Gdzie przydomowy warzywniak roztaczać będzie zapach ziół i kopru, gdzie dzieciaki będą mogły biegać na bosaka
(a uwielbiają !) i zrywać owoce prosto z sadu;
gdzie wiejski ogród będzie przypominał moje dzieciństwo z Podlasia, w którym nie zabraknie malwy, niezapominajki,
smagliczki, floksów, goździków brodatych, etc.
Będę zbierała grzyby, robiła przetwory, nalewki, ... a w międzyczasie dekoracje ślubno-weselne, bo bez tego jednak
nie potrafiłabym żyć.

wtorek, 7 lutego 2012

Nie święci garnki lepią ...

Ponad tydzień na mroźnych Mazurach to czas palenia i podtrzymywania ognia w piecu by było ciepło (niby prosta sprawa, ale tego też trzeba się nauczyć - jak, kiedy i co podkładać by ogień grzał, jak go utrzymać by wyjść na kilka godzin etc.), delektowania się zimową scenerią i namiętnym lepieniem z gliny.

To nie Jo-landia, to Finlandia - mawia mój małżonek i ma rację. Siarczysty mróz na szczęście nie był dotkliwy, bo pogoda była bezwietrzna i słoneczna, noce gwiaździste i jasne, a trochę pobiegałam sobie między lepieniem z gliny u sąsiadki a paleniem w piecach w swoim siedlisku. Melodycznie skrzypiał zmrożony śnieg pod butami, nozdrza nieprzyjemnie sklejały się od mrozu przy każdym wdechu, zwalniałam kroku bo brakowało mi tchu (skąd ten pośpiech?) a ścieżka na skróty przez pola była niczym biegun polarny, po kilku dniach było łatwiej, bo się udeptała. Stara puchowa kurtka (pies ganiał alergię, na powietrzu pierze mnie jakoś nie uczula), barchanowe bazarowe spodnie, buty "po nartach" (te jakieś markowe, dawny prezent od małżonka, teraz takich by nie kupił, priorytety się zmieniły) ... pod tym wiadomo - cebulka, na koszulki, golfiki jakiś sweterek wełniany (też uczula, ale za to cieplutki - w mieszkaniu staram się go zrzucić), ciepłe skarpety, rękawiczki, getry - i zima nie straszna. Na wsi wszystko inaczej wygląda, ja też.

3 lutego minął rok, jak oglądaliśmy siedlisko. Ta rocznica okazała się ważniejsza niż nasza 35. rocznica ślubu, a może to taki wspaniały prezent na tę okoliczność?

Mizianie przez zachodzące słoneczko okolicznych pagórków - powiedzonko sąsiadki:







Niebywałe rzeżby roślinne stworzył mróz na sadzawce:











W domku ogrodnika stolarz przymiarza nowe schody, które wkrótce zamienią naszą starą drabinę:



Rzeźby z gliny to dzieła trzech zapalonych dziewcząt, niestety nie było naszej mentorki instruktorki artystki, która wcześniej nadzorowała nasze poczynania, podpowiadała, pomagała. Co powie?
Pracowałyśmy na trzech rodzajach gliny, część zdjęć z wyrobami świeżymi, jeszcze nie wysuszonymi. Po wypaleniu część zapewne pomalujemy, choć mi osobiście b. podobają się takie surowe - jedne białe, drugie mają być koloru wypalonej gliny, trzecie cegły szamotowej.

Baranki:


Irokez

Irokez








Alpaka, a może lama?



Ptactwo:
















Moherowe berety:







Damesy:









Zabawa z gliną była przednia i myślę, że to nie koniec.

Serdeczności ślę dla tych, co wytrwali do końca - jo-landa

11 komentarzy:

  1. Zachwyciłam się niezwykle. Rzeźby lodowe cudne, nikt nie podrobi natury :) Wasze gliniaczki powaliły mnie całkowicie, w gąskach zakochałam sie od pierwszego wejrzenia, choc gdyby ktos kazał mi wybrać coś co podoba mi się najbardziej nie potrafiłabym zdecydować. Piekne są i tyle. Co do faktu, że (jak to ujęłaś) na wsi wszystko wygląda inaczej, Ty również, spieszę donieść, że u mnie w chacie lustro stoi przodem do ściany, za kanapą i jakoś nie spieszno mi je powiesić, zwłaszcza teraz, zimą :)))W każdym razie "ogry maja warstwy, cebula też ma warstwy" i my też mamy warstwy :))

    OdpowiedzUsuń
  2. odwaliłyście kawał dobrej roboty, super są te wasze wytwory :) a jak wjeżdżaliśmy z miłym to nas zaskoczyły dziwne koleiny na drodze ;) oj działo się, działo :D
    wrobel

    OdpowiedzUsuń
  3. Egreciu - gąskę masz, jak w banku, jakieś wytyczne odnośnie pozy?

    Wróbelku - stęskniliśmy się baaaaardzo za Wami, ciekawi jesteśmy zdjęć i opowieści z tych wojaży. Do zobaczyska

    OdpowiedzUsuń
  4. gliniane ptactwo bardzo mi się spodobało :))) Piękny zestaw :) A berety rozbawiły :)))) Ciekawe na jakie kolory się wypalą, ja osobiście też bym je zostawiła nie malowane :) pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  5. 3 luty to data wspaniałego prezentu !( to też data moich urodzin ). Wasz dom będzie dzięki Waszej pracy wspaniały .Zima ostra - zdjęcia śliczne. Rzeźby z gliny są cudowne, uśmiechnęłam się, jak je zobaczyłam. Naprawdę są dla mnie śliczne.Bardzo lubię jak do mnie zaglądasz czasami, czekam na to. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. jak to dobrze, gdy człowiek odszuka miejsce, które na niego czeka gdzieś w świecie:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzień dobry.
    Jak to w życiu bywa, trafiłam tu przez przypadek. Czytałam wpis u Baby ze wsi i tak jakoś kliknęłam na Twój komentarz. Przyznaję nie czytałam całego bloga. Siedlsko marzenie mojego dojrzałego zycia. Drewniany dom z malwami i maciejką w ogrodzie. Latem udało mi się zobaczyć Suwalszczyznę i zakochałam się w tym miejscu. Moje marzenia muszę odstawić na półkę, brak stałej pracy i wiele innych kłopotów. Gratuluję Wam, że odnaleźliście swoje miejsce na ziemi.

    OdpowiedzUsuń
  8. Najchętniej taką oglądającą się za siebie, lub skubiącą piórka przy ogonku. Zresztą wszystkie są piękne :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Niesamowite, że przez rok tyle udało Wam się w Siedlisku zrobić. Rzeźby przepiękne i to zarówno te przez naturę stworzone jak i te, które spod Waszej, dziewczyny ręki wyszły. Mnie również najbardziej urzekło ptactwo, cuda! Buziaki :-)) Dominika

    OdpowiedzUsuń
  10. Graszko - nie marzyliśmy, przypadek, że pojechaliśmy obejrzeć i stwierdziliśmy "musi być nasze".
    No my to już bardzo dojrzali jesteśmy. Wszystko się w życiu może zdarzyć ...

    Fajnie piszesz, ciekawie się czyta.

    Egreciu - już Ci nawet taką gęś zrobiłam, ulepiłam też cudnego anioła ... masakra z tą gliną po prostu, wszystko pęka i nasza Mentorka Instruktorka ma obawy jak ta glina się będzie wypalać. Nad aniołem spędziłam mnóstwo czasu ... szkoda gadać.Tylko małe ptice są OK.

    Dominiś - ta glina jak narkotyk, cudownie się rzeźbi, cieszy mnie to, nigdy bym nie przypuszczała ...
    Jak zwykle komplementujesz, aż się rumienię.

    Zamieszczę później zdjęcia tego, co ma pourywane głowy i in. części.

    Dzięki Wam dziewczyny za wizytę.
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  11. Pani Gerbera dziękuje, że się podobała i pozdrawia.

    OdpowiedzUsuń