Jo-landia - zrujnowane mazurskie siedlisko, w które chcemy tchnąć nowe życie.
jo-landia
Odgruzowujemy je powolutku, głaszczemy każdą cegłę, kamień, z namaszczeniem podchodzimy do nadgryzionej zębem czasu deski, belki czy okucia.
Nie jest naszym zamiarem stworzenie skansenu, ale marzymy o stworzeniu własnego, niepowtarzalnego miejsca, gdziechętnie będzie wpadać nasza dzieciarnia z wnukami, nasi przyjaciele. Gdzie przydomowy warzywniak roztaczać będzie zapach ziółi kopru, gdzie dzieciaki będą mogły biegaćna bosaka (a uwielbiają !) i zrywać owoce prosto z sadu; gdzie wiejski ogród będzie przypominał moje dzieciństwo z Podlasia,w którym nie zabraknie malwy, niezapominajki, smagliczki, floksów, goździków brodatych, etc. Będę zbierała grzyby,robiła przetwory, nalewki, ... a w międzyczasie dekoracjeślubno-weselne,bo bez tego jednak nie potrafiłabym żyć.
Witam po przerwie.
Od wigilii jestem chora, jeszcze na dobrą sprawę nie doszłam do siebie. Co było lepiej, to jechałam na Mazury, a tam rozkładałam się na dobre. Może i lepiej, bo przynajmniej wnuków nie częstowałam świeżynką wirusową czy też inną zarazą.
Nie interesował mnie internet, telefon, nawet czytać mi się nie chciało.
Momentami, gdy temperatura spadała, budziłam się do życia, z nadzieją, że już wychodzę na prostą, chwytałam aparat, bo za oknem Domku Ogrodnika wiele się działo. Regularne dokarmianie ptactwa, to chmary głodomorów. Wieści o dobrze zaopatrzonej stołówce roznoszą się momentalnie.
Mogłam obserwować ptaki zza szyby w pidżamce, przez szybę robiłam też zdjęcia.
Dzięcioł
Sójka
Mazurek
Sikora bogatka
Sikora modraszka
Sikora uboga
Sikora sosnówka
zakochałam się w tym małym rozczochrańcu
Kowalik
niestrudzony w noszeniu ziaren do spiżarni
Dzwoniec
dzwoniec z sikorkami
I takie widoki kojące:
Dla osłody trochę wiosny:
Zafascynował mnie ten owoc - smocze jajo, truskawkowa gruszka, czyli pitahaya,
zresztą w smaku całkiem, całkiem, choć w okresie rekonwalescencji zajadałam się mango, aromatyczne i bardzo soczyste - niebo w gębie.
Pierwszy zwiastun wiosny - kwitnąca leszczyna Contorta :)
Kochani - mam nadzieję na nadrobienie zaległości w blogosferze, bo już zdążyłam się zorientować, że wiele się u Was dzieje.
Do miłego.
PS. Grażynce szczególne podziękowania za reklamowanie naszego karmnika. Buziaki wielkie kochana.
Karmnik świetnie się sprawdza do obserwacji, natomiast rzeczywiście, zdjęcia, mimo, że jest on transparentny, nie zachwycają. Karmniki na mazurskich oknach są oblegane przez ptaki, dosłownie ustawiają się kolejki do konsumpcji. Sikorki bogatki chwytają ziarno i prędko odlatują, ubogie i np. mazurki lubią pogrzebać w serwowanym posiłku, kowaliki zaś wolą tradycyjne bary szybkiej obsługi, ale na uboczu.
Z zalegających w czeluściach piwnicy, ostatnio stodoły, brokatów, pozostałych po dawnej mojej działalności sztuki obdarowywania, czyli robienia prezentów z różnych okazji, dla różnych firm, korporacji, banków etc., powstały wianki powiedzmy "glamour" do nowoczesnych wnętrz moich synowych.
Brokatowe elementy wykorzystywałam do dekorowania świątecznych upominków, ale przez ostatnie lata nie mogłam już na nie patrzeć, poza tym teraz kłócą się z moją mazurską naturą. Nabawiłam się alergii na organzę i brokatowe dodatki. Nie zliczyłam ile ich kiedyś zużywałam, ale pamiętam, że jednego sezonu bożonarodzeniowego wykorzystałam ponad 5 km wstążek, zatem w grę wchodziły naprawdę spore ilości różnych dodatków. Można nabawić się fobii, nieprawdaż?
Niemniej jakoś nawet z chęcią uwiłam te wianki.
Do oliwkowego wianka precjoza dla naszej rocznej Princeski. Choinka z igieł sosny, mała - a klejenia, że ho, ho.
Przy okazji i na cmentarz.
Na opuszczony grób małej dziewczynki, którym opiekują się moje wnuki, z różową kokardką.
No i takie naprawdę moje, wianki mazurskie.
Siedliskowy mech mnie oczarował, ten jest cudowny, niczym miniaturowe liście paproci.
Mchy i porosty, korzenie, gałązki, kora - mało, że zachwycają, to jeszcze mam to wszystko w zasięgu ręki, prawdziwe dobrodziejstwo.
Przy tej choince udowadniałam sama przed sobą, jaka jestem cierpliwa i pracowita. Czym siedlisko bogate.
Foto z telefonu, sorki.
Była już na Mazurach biała zima, niestety krótko. Deszczu tyle, że łąka nad naszym dzikim Czarnym Stawem zalana, a staw Yeti na wjeździe "pęka w szwach". Dom nad rozlewiskiem normalnie.
Mamy bobra, latem majestatycznie przechadzał się znad jednego stawu na drugi, robił spustoszenie w tataraku, generalnie bałaganił.
Po niedawnym ogłowieniu wierzby za stodołą, porządkując gałęzie, stwierdziliśmy z mężem, że okryjemy nimi borówki amer., żeby zające nie podgryzały, bo uwielbiają to robić, a borówki są w bliskim sąsiedztwie stawu Yeti. Tak też uczyniliśmy. Nie było nas raptem kilka dni i ku naszemu zdziwieniu ... zniknęły gałęzie z borówki. Boberek zagospodarował prawie wszystkie, powciągał do wody, końcówki patyków sterczały przy norze.
Żeby była jasność - nie przepadamy za skubańcem.
Obiecałam już dawno napisać o karmniku dla ptaków.
Ale ponieważ już napisałam na portalu Ładny Dom, to kopiuję tekst i fotki (stare zresztą, ale może dane mi będzie zrobić tej zimy lepsze).
Gadżet się podoba i wiele magazynów chętnie zamieszcza krótką wzmiankę o nim, za free. No i fajnie.
Natomiast w tym przypadku Pani redaktor przysłała chaotycznego maila z pytaniami, na które chętnie odpowiedziałam; Pani żywcem wszystko wkleiła na stronę www. nie podając autora, co dziwnie wygląda. Cieszy mnie natomiast fakt, że chyba zyskałam uznanie w oczach Pani redaktor, skoro nie wniosła żadnej korekty, ha, ha.
Ale to tak na marginesie.
Karmnik Mały
ornitolog.
Skąd wziął się pomysł na
karmnik?
Firma mojego męża zajmuje się
produkcją z tworzyw sztucznych, choć nie tylko. Produkuje różne
przedmioty, m. in. przyssawki i transparentne kule o śr. 12 cm,
które ja, jako florystka, chciałam wykorzystać do aranżacji
kwiatowych.
Poprosiłam syna by w połówce kuli
wyciął otwór, dzięki któremu mogłabym umieszczać rośliny i
kwiaty (na rynku są takie kule szklane z zawieszkami). Jednak pomysł
spalił na panewce, choć otwory zostały nawiercone.
Przypadkiem trafiły owe kule na nasze
mazurskie siedlisko, które dzielnie rewitalizujemy już szósty rok;
ja prawie tam mieszkam, nawet zimą.
Mąż wpadł na pomysł zawieszenia
kuli, jako karmnika na zewnętrznej szybie okna. Za pomocą
przyssawek i drucików zawiesił ją i tak oto powstał prototyp
karmnika.
Wsypaliśmy ziarno słonecznika do
wnętrza namiastki karmnika i czekaliśmy na dalszy rozwój sytuacji.
Niespiesznie jedliśmy śniadanie w
mroźny poranek. Tu, na Mazurach, posiłki zawsze są celebrowane, bo
to jedyny czas na odpoczynek, po ciężkiej pracy, bądź przed
ciężką pracą, nawet zimą – odśnieżanie, rąbanie drewna,
naprawy i prace nad restaurowaniem starych mebli, szlifowanie,
dorabianie, naprawa sprzętów usprawniających prace ogrodowe etc.,
bo w pozostałe pory roku za bardzo absorbuje nas ogród (siedlisko
ponad 4 ha) i odwiedzający nasze Mazury liczna rodzina ze znajomymi.
Po jednej stronie okna konsumowaliśmy
śniadanie my, po drugiej ptactwo. To był prawdziwy spektakl.
Oniemieliśmy z zachwytu. Sikorki bogatki, ubogie, mnóstwo mazurków,
kowaliki, nawet dzięcioł, wdzięcznie dziobem grzebały w
nasionach. Zachwycająca sytuacja, bo czuliśmy się, jakby ptaki
razem z nami siedziały przy stole.
Po powrocie do Warszawy mąż zaczął
przygotowania do wdrażania pomysłu na karmnik. Testowaliśmy
(raczej ptactwo) kilka różnych wersji, zanim finalny karmnik trafił
do produkcji.
Docelowy karmnik posiada drążek na
którym ptak może przesiąść oraz haczyk do zawieszania
przysmaków.
Czemu służy?
Przyroda jest zachwycająca, a w
obecnym pędzie życia nie bardzo jest czas, żeby to zauważać.
Taki karmnik jest szybki i łatwy w montażu, trzeba tylko
systematycznie uzupełniać zapas ziarna, a ptactwo szybko
przyzwyczaja się do zimowej stołówki. Obserwacje można prowadzić
mimochodem zerkając w okno, bez wychodzenia na zewnątrz.
Jak rozwija pasję najmłodszych?
Ptak to płochliwe stworzenie,
natomiast szybko się orientuje, że za szybą nic mu nie grozi,
chwyta ziarno i odlatuje.
Dzieci są ciekawe świata, zaś
karmnik pozwala na bliskie obserwacje, momenty tak ulotne w naturze.
Dzieci nie muszą szukać ptaków, bo te same przylatują.
Załączony do karmnika atlas ptaków
pozwala na identyfikowanie gatunku, jest miejsce na notatki własnych
obserwacji.
Myślę, że karmnik może być
pierwszym krokiem w zachwycający świat ornitologii, może rozbudzić
zainteresowanie i fascynację przyrodą, zachęcić do poszukiwań
innych gatunków w parku, lesie, na polach i łąkach. Może być
pretekstem do rodzinnego spędzania czasu na łonie natury.
Edukuje i uczy systematyczności.
Do kogo skierowany jest ten produkt - dla dzieci w jakim wieku?
Produkt skierowany jest do wszystkich osób niosących ptakom pomoc w
przetrwaniu zimy. Poza tym całe życie się uczymy i to jest świetna
okazja do zgłębiania wiedzy.
Firma PHM Bracia Darscy jest
producentem karmnika i nie zajmuje się sprzedażą detaliczną, w
zasadzie jest to dość nowy produkt i dystrybucja dopiero rusza.