jo-landia

Odgruzowujemy je powolutku, głaszczemy każdą cegłę, kamień, z namaszczeniem podchodzimy do nadgryzionej
zębem czasu deski, belki czy okucia.
Nie jest naszym zamiarem stworzenie skansenu, ale marzymy o stworzeniu własnego, niepowtarzalnego miejsca,
gdzie chętnie będzie wpadać nasza dzieciarnia z wnukami, nasi przyjaciele.
Gdzie przydomowy warzywniak roztaczać będzie zapach ziół i kopru, gdzie dzieciaki będą mogły biegać na bosaka
(a uwielbiają !) i zrywać owoce prosto z sadu;
gdzie wiejski ogród będzie przypominał moje dzieciństwo z Podlasia, w którym nie zabraknie malwy, niezapominajki,
smagliczki, floksów, goździków brodatych, etc.
Będę zbierała grzyby, robiła przetwory, nalewki, ... a w międzyczasie dekoracje ślubno-weselne, bo bez tego jednak
nie potrafiłabym żyć.

czwartek, 23 kwietnia 2015

Ogród ziołowy i nie tylko


Wiosna nie rozpieszcza, ogród uśpiony, ale przecież trzeba być przygotowanym, bo jak słoneczko przygrzeje, to nie będziemy wiedzieli w co ręce włożyć a i kosy pójdą w ruch. Na Mazurach maj i czerwiec to walka z zielonym żywiołem. Nie można pozwolić sobie na przestój w koszeniu, tylko systematyczna dbałość o obejście i dojazd pozwoli cieszyć się widokami na okolicę, dobrą komunikacją na wybrane uroczyska, do sadu, warzywnika czy sąsiadów.

Błękit cebulicy już spłowiały. Krokusów nie zdążyłam uchwycić w kadry. Ale jest nadzieja, że feeria barw dopiero eksploduje. Pewne chwile już przeszły, minęły bezpowrotnie, niemniej niektóre obrazy zachowały się gdzieś głęboko w sercu. Pamiętam wieczór majowy, przyjemny, ciepły, z drinkiem w ręku łaziliśmy po ciemku z mężem, ja w szlafroku i kaloszach, po łące, słuchaliśmy treli słowika i melodycznego rechotu żab w Czarnym Stawie. Wyrwaliśmy się ze stolicy i wszystkimi zmysłami chłonęliśmy nasze Mazury. I choć brzmi to grafomańsko i efekciarsko, to było to wspaniałe przeżycie, które zasadziło się bardzo głęboko w naszej pamięci. Jakież to cudne móc przeżywać takie "głupstewka".




Nowy ogródek ziołowy, który już jesienią większościowo był przygotowany, czeka na wysianie ziół jednorocznych, zapewne dojdą jeszcze kwiaty, ale plany nie do końca skrystalizowane. Ponieważ kursuję między stolicą a Mazurami, na produkcję własnej rozsady nie ma szans. Będę wysiewać do gruntu, rozsadę warzyw kupię na bazarku, jak w ub. sezonie. Na zielniku jest mięta (w betonowym kręgu), melisa, lubczyk, szczypiorek drobny (już konsumowany, mniam, mniam !), tymianek, oregano, lawenda, szałwia lekarska, trochę kwiatów i in. roślin. Z pewnością będzie dużo różnej bazylii, dużo majeranku, bo bez tych aromatów nie wyobrażam sobie zimy. Własna mieszanka ziół prowansalskich, to po prostu bajka, podobnie, jak wegeta. I suszony lubczyk, bo zupa zacierkowa to numero uno w rodzinie. Nota bene jest już świeży.







Kolejne prace przy uroczysku zaowocowały trzema rabatami, zniknęła pryzma kambulców przy okazji. Część obsadzona roślinami "z darów" okolicznych sąsiadów. Łany pokrzyw już wystartowały, póki co będą systematycznie koszone, chyba, że znajdę czas na bardziej radykalną walkę z nimi.







Na warzywniku jedynie szczypior pyszni się zielenią. Wystartowała rukola. Cebula, czosnek, zasadzone, zasiałam marchew, groszek, pietruszkę, szpinak. Reszta czeka. Szczypior jemy garściami, frajda nie z tej ziemi.



W beznadziejnie zimny i wietrzny ostatni weekend miałam pocieszajkę.



Zbieranie fiołków pozostawiam bez komentarza.
Cukier fiołkowy nie ma zbyt intensywnego zapachu, kolor boski, ale generalnie rozczarował mnie. Nalewka nastawiona, ale zobaczymy.




Piecokominek to dzieło małżonka, jeszcze będzie wyfugowany i dostanie ramkę do drzwiczek. Sprawuje się świetnie, dobrze grzeje, a mąż dumny niczym paw. Niemniej zażegnuje się, że to jego pierwsze i ostatnie  zduńskie dzieło. W jadalni starej chaty oczywista.

 
 
W kuchni i jadalni starej chaty prace trwają. Kilka przedsmaków natenczas.





Etykiety szuflad szafeczki dokumentnie mnie rozwaliły ... Cudownych sąsiadów mam, bo meble kuchenne to ich dzieło.

Jeszcze kilka kadrów na potwierdzenie fenomenu Natury.







Przepraszam za ten chaotyczny wpis. Nie zanosi się, że będzie lepiej, niestety, bo wszystko szybszy bieg ma, niż moje próby odnotowywania i przekazywania. Nie zdążam. Pogodziłam się z tym, ustaliłam priorytety.

Wnuk rośnie w oczach. Rozwój małego człowieczka zadziwia mnie codziennie i nieustannie. Im jestem starsza, tym bardziej mnie świat zaskakuje. Postępy niemowlaka w pierwszym roku życia to fenomen. Uwielbiam tę niemowlęcą bezbronność, ufność mamusinych ramion, coraz to bardziej świadomy uśmiech, coraz głębsze, mądrzejsze spojrzenie. A przecież to już piąty z kolei. Starszy bardzo czuły i opiekuńczy dla brata, póki co.
I tak oto prowadzę podwójne życie - warszawskie, gwarne, pełne śmiechu i płaczu maluchów, i tych starszych, co od progu krzyczą, co tak ładnie pachnie, zaglądają do garów i lodówki oraz mazurskie - wyciszone, pełne śpiewu skowronków, szpaków, drozdów śpiewaków, świergotu wróbli i nocnego pohukiwania puchacza. Dla równowagi. Widocznie to mi jest pisane. I dobrze.

Serdeczności

 

czwartek, 2 kwietnia 2015

Wiosenne Alleluja






Kadr wiosennego fragmentu lasu.
Zawilce mazurskie chowają się przed zimnym wiatrem, czekają na słoneczko. Nieśmiało wychylają główki fiołki. Przylaszczki prawie, prawie w rozkwicie, ale składają płatki tuląc się z chłodu. Rozwijają, jak wyjrzy słoneczko. Pogoda nie rozpieszcza ani nas, ani przyrody.

Czekamy na cieplejsze dni. Trochę mniej mi przynajmniej żal, że siedzę w Warszawie, bo dwóch maluchów w domu, coś ugotuję (wszyscy w gary zaglądają, co innego dla mamy karmiącej, wiadomo, co innego dla dziecka i jeszcze inne menu dla reszty towarzystwa),uprasuję, pokrzątam się przy niespełna trzylatku i trzytygodniowym maleństwie. A to starszy był chory, a to mama z bólem zęba musiała pilnie odwiedzić stomatologa, a to odbić się musi maleństwu po jedzeniu, a to przekręcić na boczek, a to na brzuch, co uwielbia, ale trzeba zerkać, czy aby wszystko w porządku ...
Dzień zlatuje, jak z bicza strzelił, jeden, drugi ... i tydzień mija. No i dobrze. Dziecię rośnie, okrzepnie mamusia, zorganizuje się, logistycznie poukłada, a ja z chęcią zajmę się obsiewaniem warzywnika.

W ostatni weekend oglądaliśmy stado jeleni, przeważnie sarny stadnie odwiedzają pobliskie pola, a tu taka niespodzianka.




Kochani - życzę Wam rodzinnych, ciepłych, wspaniałych świąt Wielkiej Nocy.




 

jolanda