jo-landia

Odgruzowujemy je powolutku, głaszczemy każdą cegłę, kamień, z namaszczeniem podchodzimy do nadgryzionej
zębem czasu deski, belki czy okucia.
Nie jest naszym zamiarem stworzenie skansenu, ale marzymy o stworzeniu własnego, niepowtarzalnego miejsca,
gdzie chętnie będzie wpadać nasza dzieciarnia z wnukami, nasi przyjaciele.
Gdzie przydomowy warzywniak roztaczać będzie zapach ziół i kopru, gdzie dzieciaki będą mogły biegać na bosaka
(a uwielbiają !) i zrywać owoce prosto z sadu;
gdzie wiejski ogród będzie przypominał moje dzieciństwo z Podlasia, w którym nie zabraknie malwy, niezapominajki,
smagliczki, floksów, goździków brodatych, etc.
Będę zbierała grzyby, robiła przetwory, nalewki, ... a w międzyczasie dekoracje ślubno-weselne, bo bez tego jednak
nie potrafiłabym żyć.

wtorek, 30 października 2012

wtorek, 23 października 2012

[*]

 Odchodzą bardzo młodzi ludzie w bezsensowny sposób ...

Młody, przystojny, zawsze uśmiechnięty, inteligentny, otwarty na świat, jedynak ... targnął się na swoje życie ...

Tomek został pobity na połowinkach swojej dziewczyny, właśnie skończył 22 lata, chłopak, jak malowany, pracowity, z planami założenia swojej hodowli trzody na wiosnę, myśliwy, wędkarz, uczynny, pogodny ... 




czwartek, 4 października 2012

A jednak zaprosiłam jesień do stołu

Oto nastał październik, bardzo słoneczny i ciepły.
Pogoda dopieszcza, rozpieszcza, ale to nie czas na wygrzewanie się na słoneczku, bo dyniowate latoś obrodziły nad podziw. Na cukinię już chętnych brak, chyba muszę jeszcze cosik przetworzyć na zimę, bo aż szkoda by się zmarnowało.
Dynię zasiałam wiosną na kompostowniku, jako roślinę okrywową i na pseudoskalniaku, gdzie zrzucono olbrzymie kambulce na wjeździe po jakiejś rozbiórce starej obory i czekają na pomysł. Są wielgachne i piękne. Jak i dynie, które je porosły.


zdjęcie z sierpnia
 1 października odleciały z okolicy żurawie. Naliczyłam sześć czy siedem kluczy.



Jeszcze lato wciska się w ramy okien, niechętne ustępuje miejsca Pani Jesieni. W małych okienkach domku ogrodnika wlewa się letni krajobraz.




Stara chata wita gości otwartymi oknami, letnim kwieciem, aurą nadal wakacyjną.








Niemniej jesień uporczywie puka do drzwi, póki co grzecznie prosi o wpuszczenie w progi; nawet jeśli będziemy ją uważać za intruza i ociągać się z zaproszeniem i tak wciśnie się każdą szczeliną, rozgości się w każdym zakątku domu i ogrodu. Jeszcze stroi się w szaty szkarłatne, przechadza się w promieniach słońca wśród ścieżek leśnych i w sadzie bądź w poświacie księżyca sypiąc gwiezdnym pyłem. Powabna snuje się z wdziękiem po okolicy, niczym modelka na wybiegu, urokliwa jest i ujmująca.


















Ale czar jej pryśnie, oj, wiem, jak przyjdzie deszcz i słota.
Jej sukienki romantyczne i powiewne stracą szkarłatno złociste barwy, ubłocone postrzępi porywisty wiatr; będzie chciała to ukryć za woalem gęstej mgły, mamić, ale mnie nie przechytszy, nie uda jej się to, na nic jej zabiegi, rokrocznie te same sztuczki, aż zmęczona podda się w okolicy listopada. Jej zgarbiona postać błąkać się będzie  po bezdrożach. Na zatracenie. Obnażone, skostniałe z zimna ciało, szara, ziemista twarz, zsiniałe usta ... nikt już jej nie przygarnie, nie utuli, nie ogrzeje, nie dopomoże.

Może mi jej żal i dlatego jestem smutna? Co rok dumnie przybywa by odejść sponiewierana, smagana przejmującym wiatrem, stłuczona zmarźliną deszczu, odtrącona chłodem ludzkich serc.

Chyba powinnam złożyć podziękowania tej Pani.  Bo natenczas jest ciepła, szczodra, hojną ręką skarby rozdaje ...














Żeby przerobić taką masę dyniowatych przydałoby się kilka takich:








Nalewkę na Myszach z wyselekcjonowanych mazurskich okazów otrzymał małżonek od sąsiadów na urodziny.

Pozdrawiam jesiennie